sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 10 "Sweet talk, sweet words, sweet kiss, sweet blood... sweet dream"

"Damon, proooszę.", zrobiłam szczenięce oczka i zachichotałam, odzywając się do niego na naszej prywatnej drodze komunikacji.
"Chyba się od tego uzależniłaś", usłyszałam jego roześmiany głos.
"Oj no weź! Ty przecież też to lubisz!", krzyknęłam z wyrzutem.
"Ok, ok. Poddaje się.", uśmiechnęłam się zwycięsko i zamknęłam oczy.
Zrelaksowałam dosłownie każdy mięsień mojego ciała i wyłączyłam umysł, powoli pogrążając się w sen. Nie mogłam się doczekać kiedy znowu go zobaczę. Od czasu kiedy zamknęli mnie w tej izolatce, robimy to chyba nawet więcej niż raz dziennie i wiem, że taka ilość snu może mi nawet zaszkodzić, ale pieprzyć to. Skoro Damon nie zezwala na spotkania w realu, to jedyny sposób by w miarę normalnie pogadać. Czuję się jak szalona kiedy rozmawiamy, ale go nie widzę. Chcę go widzieć i czuć, że mówię do niego, a nie do powietrza.
Jestem chyba winna wyjaśnienia.
4 dni temu, przez łazienkowy incydent, zostałam zamknięta w specjalnym, stuprocentowo bezpiecznym pokoju. Nie winie nikogo za to. Dziewczyna zamknięta w psychiatryku za próby samobójcze, która zatrzasnęła się w łazience na dobrą godzinę, nie chciała wyjść i nawet nie dawała znaku życia. To daje do myślenia. Nikogo za bardzo nie obchodziło, że wyszłam z pomieszczenia bez szwanku. Wszyscy byli zbyt przejęci, że tak długo tam siedziałam. No ale cóż, tak czy owak, sama się prosiłam o zamknięcie w izolatce.
I nie było tu tak źle. Od tamtego dnia cały czas rozmawiam z Damonem. Wiem, że może jestem naiwną idiotką, bo zaufałam komuś po 4 dniach, zwłaszcza komuś, kto przez tak długi czas robił mi krzywdę, ale jestem prawie pewna, że mogę go nazwać swoim przyjacielem. Jednak największym plusem zamknięcia tu nie są rozmowy z nim tylko zakaz odwiedzin. Tak dokładnie. Od 4 dni nie widziałam się ani z Kat, ani z Justinem i szczerze, jestem za to wdzięczna. Nie wiem co bym zrobiła gdybym ich teraz zobaczyła. Nie chcę słuchać tłumaczeń i przeprosin. Nie chcę ich widzieć, bo nie chcę płakać. Nie chcę nawet myśleć o tych zdrajcach. Te 4 dni były wspaniałe. Pełne śmiechu i innych pozytywnych rzeczy. Nie smuciłam się, a moje oczy nie były męczone przez łzy. Nie chcę tego zmieniać.  Dlatego za każdym razem kiedy Damon proponuje, że mnie stąd wyciągnie, odpowiadam, że tego nie chcę. On nawet nie zadaje niepotrzebnych pytań, bo zna moje uczucia i myśli, wie co jest grane.
A więc wracając do chwili obecnej. To jest naszym specjalnym sposobem na spotkania. Damon z jakiegoś powodu nie chcę przyjść tu do mnie i spotkać się w realu. Mam różne teorię na ten temat, ale nie są na tyle błyskotliwe by o nich mówić. I mimo tego, że za każdym razem zmienia temat, gdy proszę o prawdziwe spotkanie, nie mam zamiaru się poddać. Chcę go spotkać poza moją głową, dotknąć tak naprawdę, przytulić. Ale niestety jest strasznie uparty. Powtarza, że spotkam go jak zdecyduje się dokonać przemiany.
Ja jednak mam wątpliwości. Wtedy, w łazience byłam pewna. Jednak targały mną bardzo mocne emocje i obietnice Damona, które były światełkiem w ciemnej rzeczywistości. Teraz więcej nad tym myślałam i mam dużo wątpliwości. Nie chcę musieć ranić by przeżyć. Damon zapewnia mnie, że nauczę się kontroli i wcale nie muszę zabijać, a ofiara nie musi niczego potem pamiętać, ale ja wciąż widzę w tym krzywdę. Nie chcę mieć tej świadomości, że bez krwi innego człowieka nie ma mnie. Jestem delikatna i wrażliwa, nie wyobrażam sobie siebie rozszarpującej czyjeś gardło. Dlatego potrzebuje czasu, dużo czasu do namysłu. Na całe szczęście Damon jest cierpliwy.
Moje myśli zostały przerwane gdy ostatecznie zapadłam w sen. Damon pokazał mi to pierwszej nocy mojego pobytu tutaj. Gdy spałam wpływał na mój umysł i kontrolował sen. Ale co najważniejsze, sam się w nim pojawiał. Dzięki temu mogłam prawie normalnie z nim rozmawiać. Nadal w mojej głowie, ale przynajmniej go widziałam.
W jednej chwili znalazłam się na pięknej polanie oświetlonej słońcem. Siedziałam w cieniu wielkiego drzewa, na kocu. Miałam na sobie zwiewną, białą sukienkę i baletki tego samego koloru. Kiedy przeczesałam palcami włosy, zauważyłam, że część nich, po prawej stronie jest związana w wąski warkoczyk. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nagle obok mnie pojawił się on. Jak zwykle ubrany cały na czarno. Czarne jeansy, czarny t-shirt z dekoltem w serek, czarne buty i czarna, skórzana kurtka. Do tego jego ciemne, trochę dłuższe włosy i czarne oczy. Damon we własnej osobie. Zauważyłam, że pod względem ubioru jesteśmy dokładnym przeciwieństwem. Czerń i biel. Tak było zawsze. To tak, jakby to miało coś symbolizować.
-Witaj, księżniczko. - powiedział i uśmiechnął się zawadiacko, a ja zaśmiałam się krótko.
-Witaj, Damonie. - uśmiechnął się szerzej i zbliżył swoją dłoń do mojej twarzy. Założył mi wolny kosmyk włosów za ucho i delikatnie przejechał opuszkami palców po moim policzku.
-Wyglądasz pięknie. - powiedział.
-A czyja to zasługa? - spytałam rozbawionym tonem.
-Tylko i wyłącznie twojej urody. - zachichotałam.
To wydaje się niemożliwe, że tak słodki i szarmancki mężczyzna jak on, kiedyś ranił mnie na niezliczone sposoby. Wydawać się mogło, że to były dwie całkiem inne osoby. Nie rzucał słów na wiatr, gdy mówił, że pokaże mi się z lepszej strony. Ta była cudowna.
Posłałam mu ciepły uśmiech i ułożyłam się na plecach na kocu. Przymknęłam powieki, jednak po kilku sekundach je otworzyłam i zmarszczyłam brwi, widząc, że Damon nie położył się obok mnie. Z uśmieszkiem na ustach pociągnęłam go za rękaw kurtki. Odwzajemnił uśmiech i już po chwili leżał obok. Z przymrużonymi oczami wpatrywałam się w promienie słońca prześwitujące przed koronę drzewa. Nagle poczułam jak jego palce nieśmiało splatają się z moimi. Tą lepszą stronę jego osobowości uwielbiałam także za jego podejście do kobiet. Wiem, że głównym powodem jego grzeczności jest sposób w jaki się wychował. Pochodził z czasów, w których każda kobieta była damą, o którą trzeba było zabiegać i traktować jak najwspanialszą rzecz na świecie. Jest całkiem inny niż teraźniejsi mężczyźni. Był delikatny, miał nienaganne maniery i nie odważył się chociażby dotknąć mnie bez mojego pozwolenia. To ostatnie mogło być też spowodowane tym co robił mi wcześniej. Myśli, że się go boję i chociaż wiem, że jakaś część mojego umysłu nadal nawołuje do ucieczki, zaczęłam mu powoli ufać.
-Wyjaśnisz mi w końcu o co chodzi z tą "wymianą krwi"? - spytałam cicho, przekręcając głowę i patrząc na nasze splecione dłonie.
Wczoraj podczas naszego ostatniego "spotkania" nagle się obudziłam, bo przyniesiono mi obiad. Do teraz nie wyjaśnił mi tej "wymiany", bo upiera się, żeby nie opowiadać niczego dłuższego przez myśli. Woli tłumaczyć mi rzeczy kiedy rozmawiamy w moim śnie. Nigdy nie powiedział dlaczego, ale nie przeszkadza mi to.
-Naprawdę chcesz tego słuchać? Nie mogę ci wytłumaczyć kiedy będziesz chciała tego spróbować? - uśmiechnął się łobuzersko, spoglądając na mnie.
-Mów. - zażądałam z rozbawieniem w głosie.
Usłyszałam jego głośne westchnięcie i zachichotałam. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że już nie patrzy na mnie, tylko w niebo. Zgiął wolną rękę i założył za głowę.
-To coś jakby tradycja, zwyczaj... nie wiem jak to nazwać. Wśród wampirów jest czymś bardzo intymnym, uczuciowym. Wiem, że to brzmi jakbyśmy mieli własną społeczność jak w filmach - zaśmiał się krótko. - ale już ci tłumaczyłem jak jest. Wracając. Wymiana krwi jest bardzo osobista. To coś czego nie robisz z każdym. Jest jednocześnie jakby wymianą uczuć, miłości. W sumie niektórzy ludzie w ten sam sposób spostrzegają seks. - wzruszył ramionami i tym razem to ja się zaśmiałam.
-Tak się zastanawiam. Gdybym straciła cnotę jako wampir to błona dziewicza by mi odrosła jak w "Czystej krwi"? - oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Nie wiem... czekaj. Czy ty właśnie zasugerowałaś, że chcesz ze mną stracić dziewictwo jako wampir? - poruszył zabawnie brwiami, a na jego ustach znów pojawił się jego sławny uśmieszek.
Na tą sugestie uderzyłam go lekko w ramię, czym wywołałam kolejny wybuch śmiechu.
-A czy ja wspomniałam coś o tobie? To morze jest pełne przystojnych ryb. - droczyłam się.
Spodziewałam się, że odpowie coś w stylu "możliwe, ale ja jestem przystojniejszy", a nawet bałam się czegoś typu "nie ma mowy, jesteś moja", więc to co usłyszałam po prostu mnie zaskoczyło.
-Co prawda to prawda. Dobrze wiesz, że do niczego cię nie zmuszam i nie mam zamiaru. Jednak wiedz, że mimo wszystko zawsze będziesz moją księżniczką. - powiedział z życzliwym i ciepłym uśmiechem.
To sprawiło, że i moje usta wygięły się w uśmiechu. Po kilkuminutowym leżeniu w ciszy z przymkniętymi powiekami, podniosłam się do siadu i przeczesałam dłonią włosy. Tym nagłym ruchem zdziwiłam Damona, który teraz również zmienił pozycję i patrzył na mnie z zmarszczonymi brwiami.
-Coś się stało? - spytał z troską.
-Nie, ja po prostu.... nie wiem. Za dużo tego. - westchnęłam. - Tych myśli, zastanowień, wahań, wymieniania plusów i minusów, zmartwień, wspomnień.... wszystkiego. To wszystko bez przerwy plącze mi się w głowie. Czuję się jakbym miała tam w środku prawdziwy huragan.
-To przestań myśleć. - zaczął uspokajająco głaskać mnie po włosach.
-Jakby to było takie proste. - odpowiedziałam półgłosem. - Nie tak łatwo podjąć ważną decyzję, kiedy tyle różnych myśli kłębi się w nierozplątywalny supeł.
-Mam pomysł. - spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. - Może to trochę dziecinne i głupie, ale można spróbować. - wzruszył ramionami.
-Dajesz. - powiedziałam zaciekawiona.
-Będę ci teraz zadawał pytania, a ty musisz na nie odpowiedzieć nie myśląc. Po prostu mów pierwsze co ci przyjdzie na język. - pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. - Jabłka czy pomarańcze?
-Co? - spytałam śmiejąc się.
-Nie myśl, tylko mów. - przypomniał mi Damon.
Znów pokiwałam głową, zamknęłam oczy i czekałam na kolejne dziwne pytania.
-Fiolet czy błękit?
-Fiolet.
-Mandarynki czy arbuz?
-Arbuz.
-Taniec czy śpiew?
-Taniec.
-Pizza czy chińszczyzna?
-Pizza.
-Zostać tutaj czy odejść ze mną?
-Odejść. - gdy tylko to słowo opuściło moje usta, otworzyłam szeroko oczy.
Ujrzałam rozradowane oczy Damona i uśmiech powoli wkradający się na jego twarz. A ja? Ja byłam zaskoczona własną odpowiedzią. Nie powiem, chciałam tego. I byłam tego świadoma, ale widocznie nie w stu procentach, skoro moje serce na moment się zatrzymało wraz z moją odpowiedzią.
-Nie. - pokręciłam głową. - Nie, Damon, tak nie można! Nie mogę podejmować ważnych decyzji w sposób w jaki mogę zdecydować którą sukienkę kupić albo czy iść na rolki, czy na plaże. Nie mogę. Dziękuję za chęć pomocy, ale muszę to przemyśleć. Nie chcę potem żałować. - ostatnie zdanie dodałam szeptem. Bałam się, że go nim urażę.
-Rozumiem. - pokiwał głową.
Nie był zły, ani smutny. Rozumiał. Naprawdę rozumiał. I dawał mi tyle czasu ile tylko chcę.
-Dziękuję. - wyszeptałam, a moja dłoń jakoś sama wylądowała na jego policzku.
Przymknął oczy wczuwając się w mój dotyk. Rzadko kiedy pozwalałam sobie na jakąś czułość z mojej strony. Nie chciałam po prostu robić mu zbędnych nadziei czy coś. Nie chciałam go ranić. Tak więc, kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego co robię, zabrałam rękę. On mnie kochał, to było pewne, ale ja nie jestem pewna czy mogłabym pokochać jego. Za dużo się stało.
-Zmieńmy temat. - powiedziałam szybko.
Usłyszałam obojętne "ok", ale nie odważyłam się nawet na niego spojrzeć. To śmieszne. Zachowuje się jakbyśmy co najmniej poprzedniej nocy wylądowali w łóżku, a ja tylko głaskałam go po policzku. Panowała między nami niezręczna cisza, więc rozpaczliwie szukałam w głowie jakiegoś tematu. Wtedy znalazłam pewną myśl, która nie dawała mi spokoju.
-Dlaczego nie chcesz spotkać się w realu? - pytam znienacka.
-Już ci mówiłem...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie chcę wymówek ani niczego w tym stylu. Chcę znać powód. - mówię stanowczo.
Nie otrzymuję odpowiedzi. Przynajmniej nie przez pierwsze kilka minut. Jestem cierpliwa, ale nie jestem taka jak on, nie mogę czekać wiecznie. Już otwieram usta by coś powiedzieć, kiedy on nagle się odzywa.
-Jesteś zbyt wielką pokusą. - mówi jakby zrezygnowany. Marszczę brwi niczego nie rozumiejąc. Widząc to, kontynuuje. - Twoja krew. Nie zrozum tego źle. Nie chcę cię przestraszyć. Po prostu... to jest dla mnie jak narkotyk. A im dłużej jestem na odwyku, tym bardziej jej pragnę. Naprawdę, żadna inna krew nie zaspokaja mnie jak twoja. Nie byłbym wstanie się powstrzymać jeśli byłbym z tobą w jednym pokoju. Nie chcę się wystraszyć, Hope. Wreszcie jest dobrze i może nawet mi ufasz. Nie chcę tego zepsuć. - z każdym słowem był bliżej mojej twarzy, a w jego oczach widziałam czyste pragnienie. Pragnienie mojej krwi. Mimo, że w głębi duszy wiedziałam, że trochę mnie to wystraszyło, w moim głosie nie było ani cienia wątpienia.
-Nie boję się ciebie.
Damon przybliżył się bardziej, a ja poczułam jak moje serce przyśpiesza. Był blisko. Bardzo blisko. Nasze twarze dzieliło mniej niż 5 centymetrów.
-I sądzisz, że nie przestraszyłabyś się gdybym cię ugryzł? - spytał półgłosem. Jego głos był zachrypnięty i mroczny.
Może teraz się bałam. Tak, bałam się, ale nie chciałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Więc tylko lekko pokiwałam głową na "tak".
-Jesteś pewna, Hope? - jego usta znajdowały się milimetry od mojego ucha.
Przez ton jego głosu i wspomnienia, niemal trzęsłam się ze strachu, który mnie sparaliżował. Jednak nadal ani myślałam by zaprzeczyć. Więc znów dałam mu niemą, twierdzącą odpowiedź. I wtedy znalazł się tak blisko mojej szyi. Jego usta dzieliły milimetry od mojej tętnicy. Moje serce waliło jak oszalałe, a mózg przygotował się na ból, do którego byłam przyzwyczajona. Już nawet zacisnęłam palce na miękkim materiale sukienki. I wtedy zdarzyło się coś co całkiem zbiło mnie z tropu. Zamiast dwóch kłów wbijających się w moją skórę, poczułam jego ciepłe usta. I jeszcze raz i znowu. W ogóle nie myśląc nad tym co się właśnie dzieje, odchyliłam głowę i przymknęłam powieki. W moich żyłach zaczęła krążyć czysta przyjemność, a z ust wydobył się cichy jęk. Zaczął wyznaczać pocałunkami ścieżkę w górę, potem po linii szczęki... i w końcu nasze wargi złączyły się w namiętnym tańcu. Jedną ręką objął mnie w talii, a ja wplątałam palce w jego włosy. Ktoś widocznie wyłączył mój zdrowy rozsądek, bo to nie powinno się dziać. To nie mogło się dziać. Jednak ignorowałam mądry głosik w głowie, mówiący "przestań". Z minuty na minutę pocałunek robił się coraz bardziej gorący. Zanim się obejrzałam leżałam na plecach na kocu, a Damon znajdował się nade mną. Nasze usta ani na chwilę nie straciły ze sobą kontaktu i to może być kluczowym powodem, dlaczego jeszcze tego nie przerwałam. Jego ręce błądziły po moim ciele, a obie moje dłonie drażniły skórę na jego głowie. Mimo tego, że jak wspomniałam, to nie powinno mieć miejsca, to było... przyjemne. I chciałam tego. Poczułam jak chłopak przygryza moją dolną wargę i.... i wtedy się obudziłam.

Nagła pobudka sprawiła, że aż podniosłam się do siadu. Nie wiedząc czemu moja ręka od razu powędrowała ku ustom. Dotknęłam warg opuszkami palców, po czym delikatnie przejechałam nimi tą samą drogą, co usta demona, aż dotarły do szyi. Wtedy bezwładnie opadłam z powrotem na miękkie poduszki, a na moje usta mimowolnie wkradł się szeroki uśmiech. Nie oceniajcie mnie. Jestem tylko nastolatką, która nie ma zbyt dużego doświadczenia w pocałunkach, a ten jeden był cholernie gorący. Zachichotałam jak dziewczyny w filmach, które przypominają sobie o wczorajszej randce i otworzyłam oczy. Głośno westchnęłam i ni stąd ni zowąd zobaczyłam na szafce nocnej karteczkę. Wzięłam ją do ręki i od razu zaczęłam czytać.

Witaj, księżniczko.

Zachichotałam na widok tego zwrotu. 

Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie mówię tylko o pocałunku.

Zmarszczyłam brwi. Odruchowo przejechałam palcami po szyi, ale nie znalazłam żadnej rany, ani opatrunku.

Zapewne jesteś zdziwiona brakiem ran? Pamiętasz jak kiedyś w twoim pokoju pokazałem ci sztuczkę z gojącą się skórą?

To wspomnienie nagle pojawiło się przed moimi oczami. 

Siedzieliśmy oboje na łóżku, nikogo nie było w domu. Przyniósł ze sobą żyletkę i zrobił nią krwawą linię moim nadgarstku. Bolało i chciałam zareagować, ale unieruchomił moje ciało. Kiedy lina była gotowa odłożył narzędzie tortur i ugryzł się we własny nadgarstek. Następnie przyłożył mi krwawiącą ranę do ust i nakazał pić, co sprawiło, że moje przerażenie osiągnęło nowy limit. Kierował moim ciałem, więc nie miałam jak zaprotestować. Jego krew smakowała inaczej. Była jakby... słodsza? Na pewno smakowała lepiej niż normalna. A może to z moją było coś nie tak? Cóż, jemu smakuje. Nagle poczułam dziwne mrowienie w nadgarstku. Spojrzałam w tamtą stronę i z nowym poziomem przerażenie i zdziwienia zauważyłam, że moja rana się goi. Sama. Tak po prostu. Nic nie rozumiejąc spojrzałam na mojego oprawcę. 
"Wampirza krew leczy.", powiedział zwięźle.
Kątem oka zauważyłam, że i jego rana się zrosła. Jednak to nie było ważne. Jedyne co się liczyło, to po co mi to pokazuje?
"Wydaje mi się, że nie lubisz ran, prawda? Bolą, krwawią, powoli się goją. Jeśli będziesz grzeczna, będę cię leczył. Co za tym idzie, nie będziesz miała ran i opatrunków. Gdy nie będzie ran i blizn, może ludzie uwierzą, że skończyłaś z samookaleczaniem się?", mówił, a ja zapamiętałam tylko "jeśli będziesz grzeczna, będę cię leczył". 
Co ma oznaczać to "jeśli będę grzeczna"?
Nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego po prostu wpił się w moje gardło. I znów nie mogłam z tym nic zrobić. To bolało. Byłam bezradna. Nienawidzę go. Nienawidzę! Wiem, że czyta mi teraz w myślach i dobrze. Mam też szczerą nadzieję, że moja nienawiść zaczęła krążyć w żyłach i go otruje. Nagle jego kły mocniej wbiły się w moją szyję, co wywołało mój cichy, stłumiony przez zamknięte usta, jęk.
Czemu on mi to robi? Oto jest pytanie.

Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić te myśli od siebie. I nagle zrozumiałam. "Jeśli będziesz grzeczna". Dał mi zagadkę do rozwiązania. Morał jaki z niej płynie jest jednak nieco dłuższy niż samo zdanie. Chodziło o to bym spróbowała przestać go nienawidzić. Jeśli nawet nie chciałabym jeszcze z nim odejść, ale spróbowałabym go polubić, usuwałby moje rany, a ludzie przestaliby uważać mnie za wariatkę. Chciał wtedy spróbować innej drogi. Chciał spróbować być miły i po prostu pokazać się z lepszej strony. A więc jednak próbował.

Mam nadzieję, że sama rozszyfrowałaś co mam na myśli. Jednak jeśli ci się to nie udało, już tłumaczę. Mówiłaś, że zawsze jest inna droga, że nie musiałem uciekać się do przemocy. Chciałem spróbować inaczej, tylko nie umiałem ci tego przekazać. Jestem świadom tego, że źle dobrałem słowa, a hasło "jeśli będziesz grzeczna" nie brzmiało jak propozycja tylko groźba, ale wybacz mi to proszę. Jednak lepiej późno niż wcale prawda? A teraz próbuję innej drogi. Nie chcę cię już ranić i skoro wszystko idzie w dobrym kierunku, mam nadzieję, że już nie będę musiał. Wiem, że powinienem nie grać w łamigłówki i prosto z mostu powiedzieć, że chcę żebyś spróbowała się do mnie przekonać i przepraszam, że nie zrobiłem tego właśnie w ten sposób. I ogólnie za wszystko.

Damon.

PS. Naprawdę podoba mi się ta "inna droga".

Uśmiechnęłam się do kartki, a raczej do tego co było na niej napisane. Zignorowałam "mam nadzieję, że nie będę musiał", bo po prostu nie chciałam niszczyć sobie humoru przemyśleniami na ten temat. Nie ma co marnować czasu na smutki. Nie wiem czy to było specjalnie, nie wiem czy nawet jest tego świadom, ale przez ten krótki tekst dodał kolejny punkt pomysłowi by odejść z nim. Byłam do tego coraz bardziej przekonana i... bałam się tego, ale równocześnie cieszyłam się. W końcu to by oznaczało wieczną młodość, oczywiście u boku Damona. Powoli zaczynałam wymazywać jego wady i zastępować je zaletami. I brakowało już naprawdę niewiele bym powiedziała "tak". 

Jednak wtedy zostałam wypisana z izolatki i niedługo potem stało się coś, co całkowicie przekreśliło wszystko co zdarzyło się w ciągu ostatnich 4 dni, a słowa "mam nadzieję, że nie będę musiał" nabrały sensu.

***

Czy jest szczęśliwy? To słowo nie jest w stanie ująć tego jak się czuje. Ostatnie 4 dni były najlepsze od długiego czasu. Rozmawiała z nim, przestała go nienawidzić i może nawet mu zaufała. Chciał skakać z radości. Wisienką na torcie był fakt, że nie przerwała pocałunku. W prawdzie nie całkiem prawdziwego, ale chodzi o sam fakt. Jedyne co nie dawało mu spokoju, to że to wszystko budowało się na kłamstwie. Gdyby wiedziała, że to on sprawił, że Kat i Justin się pocałowali, od razu by go przekreśliła i na nowo znienawidziła. Bał się, że prawda wyjdzie na jaw, dlatego chciał by jak najszybciej zgodziła się z nim odejść. Jednocześnie nie chciał na nic naciskać. Przekonywał ją więc do tego powoli i dyskretnie. Nie skutkowało to jednak tak jakby chciał. Wiedział, że niedługo wypiszą ją z izolatki i prędzej czy później porozmawia z Katriną lub Justinem, a oni powiedzą jej całą prawdę. Oczywiście mógł wpłynąć na parę umysłów i przedłużyć jej pobyt tam. Nie chciał jednak znów jej oszukiwać ani robić nic za jej plecami. Miał więc tylko serce pełne nadziei, że lada chwila dziewczyna się zdecyduje. Wszystko będzie dobrze. - powtarzał sobie w myśli.


_________________________________________________________________________
I jak się podoba? Czy prawda wyjdzie na jaw? Co wydarzy się gdy Hope wyjdzie z izolatki? Co zrobi Damon? Czytaj dalej, a się dowiesz.

Prosze:
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
Kontakty do mnie jeśli masz pytanie:
ASK i TWITTER albo NAPISZ W KOMENTARZU

3 komentarze:

  1. Jejuu.. wymyśliłaś coś na prawdę fajnego, coś innego... Podoba mi się :) Różni się fabułą od innych FF i to właśnie wyróżnia Twojego bloga <3

    Czekam na następny :*

    Zapraszam do siebie :

    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam niedawno ale dopiero dzisiaj skończyłam czytać i jest mega podoba mi się świat jaki stworzyłaś i postać Damona bo co tu ukrywać jest moim ulubieńcem z pamiętników wampirów :) co prawda męczy mnie troszkę że Jus jej nie wierzy ale myślę, że to się zmieni :) weny życzę i czekam na następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego co tu czytam to dialogi! Dialogi! Dialogi. Dialogi!

    OdpowiedzUsuń