poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 7 "Damon"

Promienie słońca wdarły się do mojego pokoju, świecąc prosto na moją niewyspaną twarz. Z jękiem niezadowolenia otworzyłam leniwie oczy. Z kolejnym jękiem podniosłam się do siadu i przeciągnęłam, ziewając. Poczułam pieczenie, a mój wzrok od razu przeniósł się na lewą rękę, która była w bandażach. Zdziwiłam się, kiedy doszło do mnie, że to nie ona mnie boli. Syknęłam i mechanicznie spojrzałam na prawe przedramię. Krzyk uwiązł mi w gardle, kiedy zastałam je całe w bliznach. Kiedy to się stało? Nic nie pamiętam z wczoraj. Zmarszczyłam brwi i już miałam się rozpłakać z bezradności, kiedy drzwi się otworzyły, a cała moja uwaga skupiła się na moim gościu.

Justin spojrzał na mnie z mieszaniną zdezorientowania i przerażenia w oczach. Zanim zdążyłam to zarejestrować, już kucał przy mnie i delikatnie trzymał moją prawą rękę, przyglądając jej się.

-Co to kurwa jest i co do cholery ty robisz na podłodze? - spytał podniesionym głosem i wtedy zauważyłam, że rzeczywiście nie leżałam na łóżku. Co ja tu robię?

-Nie wiem. Nie pamiętam niczego z wczoraj. - przyznałam szczerze i podążyłam za jego wzrokiem ku mojej poranionej ręce, co sprawiło że skrzywiłam się z bólu. - Au. - jęknęłam, na co Justin uśmiechnął się z mojej niewinności. Oczywiście moja dziecięca strona znów mną zapanowała, więc mogę zachowywać się trochę zabawnie.

Powoli wstałam na równe nogi i od razu zakręciło mi się w głowie. Na szczęście Justin złapał mnie, zanim uderzyłam o podłogę.

-Uważaj. - upomniał z humorem w głosie, po czym puścił mnie, a ja podeszłam do łóżka, na chwiejących się nogach. 

Usiadłam na materacu i przeczesałam ręką włosy, machając nogami. Justin usiadł obok mnie, co jakiś czas na mnie spoglądając, jakby chciał coś powiedzieć, ale bał się przerwać ciszę. Siedzieliśmy tak chwilę, nie odzywając się ani słowem, aż zdecydowałam się zadać pytanie, na które zapewne żadne z nas nie znało odpowiedzi.

-Co się wczoraj stało? - Bieber spojrzał na mnie, marszcząc brwi i wzruszył lekko ramionami.

-Nie mam pojęcia. Nie było mnie tu. - Powiedział półgłosem, zapewne obwiniają się za to, że nie przyszedł. 

Zamiast odpowiedzieć mu, że "to przecież nie jego wina", po prostu na niego spojrzałam, po czym spuściłam głowę i pozostałam w ciszy.

Nagle Justin obrócił gwałtownie głowę, co sprawiło, że podążyłam za jego wzrokiem. Jeśli się nie mylę, patrzył na kamerę w górnym rogu pokoju. No jasne! Pewnie wszystko zarejestrowała. Gdybyśmy tylko mogli zobaczyć nagranie...

-Możemy. - chłopak odpowiedział na moje niezadane pytanie. Czy on kurwa czyta w myślach? - Wystarczy włamać się do pokoju ochrony i zobaczyć nagranie z poprzedniego dnia. To nie trudne, robiłem podobne rzeczy miliony razy. - wstał i chwycił mnie z dłoń, chcąc bym szła za nim.

Syknęłam z bólu, kiedy dotknął moich ran przy nadgarstku. Zdezorientowany, odwrócił się, spojrzał na mnie, na moją rękę i znowu na mnie, po czym szybko puścił mnie i cofnął swoją dłoń.

-Przepraszam. Zapomniałem. - powiedział, a jego ton głosu wyraźnie pokazywał, jak mu przykro.

Uśmiechnęłam się słabo, żeby go nie martwić, chociaż wciąż niedogojone rany piekły mnie niemiłosiernie. Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy błądzić po budynku, w poszukiwaniu czegoś co wyglądało na pokój ochrony. Cały czas musieliśmy uważać, żeby nikt nas nie zauważył, ponieważ pacjenci, czyli ja, nie mogli wychodzić z pokojów bez pozwolenia. Po kilkunastu minutach bezowocnego poszukiwania, Justin nagle stanął w miejscu, przez co na niego wpadłam. Wybełkotałam ciche przepraszam, na co Justin zachichotał, a ja mu zawtórowałam.

-To tutaj. - powiedział, wskazując palcem na tabliczkę, na drzwiach, przy których staliśmy.

"Pokój ochrony.
Nieupoważnionym wstęp surowo wzbroniony"

Dziecko we mnie lekko się przestraszyło, na myśl o łamaniu zasad. Kiedy spojrzałam na Justina, tymi dziecięcym, zmartwionym spojrzeniem, on tylko wygiął usta w łobuzerski uśmieszek. Rozglądnął się jeszcze po obu stronach korytarza, by upewnić się, że nikt nas nie widzi, po czym skinął głową w stronę drzwi, przekazując mi, żebym weszła. Wypełniłam polecenie. Stałam w miejscu i czekałam na dalsze wskazówki, w ogóle nie mając pojęcia, co robić. Usłyszałam jak chłopak zamknął drzwi i zaraz zobaczyłam go obok siebie. Podszedł do jednego z komputerów i zaczął coś klikać i pisać na klawiaturze. Ja nadal stałam w tym samym miejscu i z nudów bawiłam się palcami.

Pierwszy raz łamałam zasady. Nigdy nie wiedziałam jakie to uczucie, zrobić coś złego. Zawsze byłam grzeczna, głównie ze względu na dziecięcą część mojego umysłu, która powtarzała mi ciągle, że tego i tego mi nie wolno. Nigdy nawet nie skłamałam. Ale Justin? Widać było, że akcje w tym stylu są dla niego naturalne. Już po samym jego wyglądzie można stwierdzić, że nie należy do tych grzecznych, którzy przestrzegają reguł i uczą się do sprawdzianów. Miał charakter typowego bad boya. To jest typ chłopaka, którego zawsze unikałam, w obawie przed kłopotami. Ale... jakich chłopaków ja nie unikałam? Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem nieśmiała. Za każdym razem, kiedy jakieś chłopak do mnie zagadywał, ja się płoszyłam i uciekałam. Mam 17 lat, a nigdy się nie całowałam. Nigdy nawet nie byłam na randce. Jedyny chłopak, którego się nie wstydziłam to Toby. Ale to mój brat. Będąc szczerą, nie mogę jednak powiedzieć, że nigdy nie chciałam mieć chłopaka. Zawsze kiedy widziałam jakąś całującą lub przytulającą się parkę, wyobrażałam sobie siebie na miejscu tej dziewczyny. Jednak nigdy nie potrafiłam wyjść z cienia. 

Przez następne kilka minut, rozmyślałam o pocałunku. Dziwne? To mi się czasem zdarza. Wyobrażać sobie jakie by to było. I nagle coś do mnie doszło. Przecież ja już się całowałam. Wspomnienia pojawiły się w mojej głowie. To było takie realne.

Znowu poczułam jak moje ciało odmawia wykonania najmniejszego ruchu, a umysł karze zachować spokój. Panował nade mną. - Jesteś moja. Nigdy się ode mnie nie uwolnisz, kochanie. Jesteś moja i tylko moja. I nie mam zamiaru się tobą dzielić z nikim innym. - Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej, kiedy patrzył mi prosto w oczy. Mimo powagi sytuacji, słaba część mnie utonęła w czekoladowym odcieniu jego oczu. Jednak ta rozsądna szybko walnęła ją w tył głowy i kazała się ogarnąć. Chciałam się ruszyć, uciec, ale nie mogłam.

Złączył nasze usta razem. To mnie zaskoczyło. Nie pamiętam żeby to kiedykolwiek się zdarzyło. Mimo, że to nie był czuły czy nawet namiętny pocałunek. Po prostu twardo położył swoje delikatne usta na moich. Mimo woli, i to dosłownie, zrobiłam to czego sobie życzył, czyli wplotłam palce w jego włosy i pogłębiłam pocałunek. Nienawidziłam tego uczucia, kiedy wiedziałam że jestem całkowicie, mimo własnej woli, mu oddana. Nie mogłam niczego zrobić. Po prostu walczyłam z nim w moim umyśle, ale to nic nie dawało.

Teraz zauważyłam że podczas mojego rozmyślania Justin zdążył się rozkręcić. Leżałam na łóżku, a on "wisiał" nade mną całując mnie bez przerwy. Jedną rękę miał pod moją koszulką i jechał nią w górę po moim brzuchu.

O Boże. Całowałam się z Justinem. No tak jakby, Ugh, nawet nie jetem w stanie zorientować się, z kim tak naprawdę miałam swój pierwszy pocałunek. To były usta Justna, jednak on by tego nie zrobił. To On nad nim panował. To jest takie pogmatwane. Mimo tego, że zdawałam sobie sprawę, że w 50% to mój prześladowca mnie całował, nie potrafiłam wyrzucić tego z głowy. Wtedy byłam zbyt przerażona, wściekła, bezsilna, żeby skupić się na samym pocałunku. Ale teraz to wspomnienie było takie żywe. Niemal czułam miękkie usta Jutina na swoich. Przymknęłam oczy. Teraz ten pocałunek, nie wydawał się taki zły. Nie wiedząc czemu, przeniosłam dłoń ku twarzy i lekko dotknęłam, opuszkami palców, swoich warg. Uczucie pocałunku ani na chwile nie znikało.

-Hope? - usłyszałam głos Justina, który wyrwał mnie z mojej krainy fantazji.

Szybko opuściłam rękę i schowałam ją za plecami, jakbym chciała ją przed nim ukryć. Moje oczy były szeroko otworzone, a policzki zaróżowione, kiedy patrzyłam na chłopaka, który również mi się przyglądał. Miał zmrużone oczy, jakby próbował czytać mi w myślach, a na jego ustach malował się lekki, łobuzerski uśmieszek, który stopniowo się powiększał.

-O czym myślałaś? - spytał z humorem w głosie.

-O niczym. - odpowiedziałam szybko, jakby to miało mnie oczyścić z winy.

-Serio? Bo wyglądałaś jakbyś... - zaczął, ale mu przerwałam.

-Zamknij się. Znalazłeś coś? - zmieniłam temat, podchodząc do niego i przekierowując całą swoją uwagę na monitorach, a nie na chichocie Justina.

-Tak. - odpowiedział, po czym kliknął kilka razy myszką i moim oczom ukazał się mój pokój. - Jesteś pewna, że chcesz to zobaczyć? - spytał z troską w głosie, W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.

Kolejne kliknięcie uruchomiło nagranie. Siedziałam na łóżku układając karty. To było ostatnie co pamiętałam z wczorajszego dnia.

-Przewiń trochę. - poinstruowałam Justina. Mój głos brzmiał już zupełnie poważnie. Moje infantylne alter ego musiało zniknąć, kiedy rozmyślałam o pocałunku.

Chłopak kliknął na podwójną strzałkę, co sprawiło, że obraz na monitorze poruszał się szybciej. Mogłam jednak zobaczyć fragment, na którym chowam karty i podchodzę do okna. Nie pamiętam tego. Chwyciłam za klamkę i odchyliłam szklaną powłokę. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to to, że skoczę. Jednak nadal żyję, więc wykluczyłam tą opcję. Przez jakiś czas się nie ruszałam, aż coś nie mignęło w oknie. Wtedy chwyciłam jakiś przedmiot, który wylądował na parapecie i zamknęłam okno.

-Co to było? - spytałam. Chodziło mi oczywiście o to mignięcie w oknie.

Justin zrobił jakieś czary mary i pokazał mi kilka razy ten moment w zwolnionym tempie, po czym zatrzymał w momencie, gdzie najwięcej było widać i zwiększył jakość. Mimo tego był to tylko jakiś bochomaz. Było jednak widać mniej więcej, co to jest. Jakiś duży, czarny ptak. Mogłabym przysiąc, że już go gdzieś widziałam. Nie wiem czemu, ale coś mi podpowiada, że zwiastuje coś złego.

Justin znowu puścił nagranie, w momencie, w którym przerwaliśmy. Schowałam przedmiot, który, jak się domyślam, przyniósł mi ptak, do kieszeni dresów i zaczęłam się bez celu plątać po pokoju. Kręciłam się skakałam, robiłam jakieś dziwne pozy gimnastyczne. Justin patrzył na to z podziwem. Nie widziałam co takiego jest w zrobieniu szpagatu albo staniu na rękach... albo obu w tym samym czasie. Ćwiczyłam gimnastykę już parę lat, ale chłopak wyglądał na zaskoczonego tym faktem. Z zainteresowaniem przyglądał się jak wykonuje różne sztuczki, a ja tylko zastanawiałam się, po co to robiłam. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że to wszystko zlewa się w jedną całość. Całość, którą znam. Otworzyłam oczy szeroko, kiedy doszło do mnie, że to co wyprawiałam, to był jeden z moich pierwszych układów w szkole tańca. Chodziłam do niej tylko rok, bo nie lubiłam jak się mi dyktuje co mam robić. Nie lubiłam tańczyć ściśle zaplanowanych układów i zastanawiać się czy czegoś nie zrobiłam źle. Kochałam taniec wtedy, kiedy mogłam pójść na żywioł i tańczyć prosto z serca. Moja nauczycielka zasmuciła się na moje odejście, bo według niej byłam jedną z najlepszych. Rzeczywiście, nie żebym się chwaliła, czasem jako jedyna potrafiłam wykonać jakieś trudne figury. Byłam po prostu wysportowana i giętka. Justin patrzył z szeroko otwartymi oczami jak moje drobne ciało położyło się na podłodze, brzuchem do góry, by po sekundzie odbić się od niej i unieść na rękach. Uśmiechnęłam się lekko. To jeden z moich popisowych numerów. Tylko ja jedna z całej szkoły tanecznej to umiałam. Oczy chłopaka jeszcze szerzej się otworzyły, kiedy moje nogi powoli rozsuwały się w szpagacie, a moje ciało utrzymywało równowagę jedynie na jednej ręce. Następnie znowu stałam na obu rękach, moje nogi się złączyły, a plecy wygięły i teraz moją pozycją był mostek. Kolejna rzecz, która zdobyła podziw Justina to to, że bez żadnej pomocy podniosłam się do pionu.

-Wow, jesteś niesamowita. - powiedział chłopak, ani na chwilę nie spuszczając wzroku ze mnie, robiącej piruety i różnorakie figury.

Po jeszcze kilku minutach oglądania "pokaz" się skończył i po prostu siedziałam na ziemi po turecku. Trzymałam się za kostki i kiwałam w przód i w tył. Zaczęłam rozglądać się dookoła, jakbym kogoś szukała i poruszać ustami. Justin zrobił swoje czary-mary i włączył głos. Następnie przewinął do miejsca gdzie zaczęłam mówić. Moje brwi zmarszczyły się w zdziwieniu kiedy mogłam już usłyszeć imię tego, kogo szukałam.

"Damon?"

Kim do cholery jest Damon? Nie przypominam sobie nikogo o takim imieniu... Razem z Justinem siedzieliśmy w całkowitej ciszy, aż do końca mojego dziwnego monologu z nagrania.

"Damon? Damon, gdzie jesteś? Pokaż się!... Nie przejmuj się kamerami. Ja chce cię zobaczyć... Ugh, nie mów, że nie możesz, bo to przecież proste. Po prostu tu wejdź. ... Co to ma znaczyć? Czemu "jeszcze nie teraz"? ... Nie rozumiem cię. ... Co ma znaczyć, że "nie myślę trzeźwo"? ... Jak mogłabym nie chcieć cię spotkać? ... Nienawidzę cię? Dlaczego? ... Nie mów tak! Ty nigdy byś mnie nie skrzywdził! ... Damon, pokaż się!"

To wyglądało jak prawdziwa rozmowa. Przerywałam, nasłuchując, jakbym rozmawiała z kimś przez telefon. A raczej z kimś w mojej głowie... Jakbym miała schizofrenie. W dodatku rozglądałam się po całym pokoju jakbym szukała wzrokiem mojego rozmówcę. Po pewnym czasie poszukiwań, skupiłam wzrok w jednym punkcie z wyrazem triumfu na twarzy. Ale tam nikogo nie było...

"Damon! Jesteś wreszcie! ... Dobrze, ale.. co takiego mam zrobić? ... A-ale to będzie bolało. ... Oczywiście, że ci ufam ale ... Dobrze, zrobię to."

W tej chwili wyciągnęłam z kieszeni żyletkę, przyglądając jej się nieufnie. Jeszcze raz spojrzałam w stronę, w której powinien stać mój rozmówca, by potem znowu przenieść wzrok na narzędzi tortur. Drżącymi rękami podwinęłam rękaw bluzy i niepewnie przysunęłam ostry metal do skóry. Jęknęłam z bólu kiedy zaczęła lać się z niej krew.

"To boli ... Zabrać ból? Jak? ... Dobrze, nie ważne. Po prostu to zrób. Nie chce żeby bolało!"

Zaciskałam oczy ze strachu przed nieznanym, a kiedy je otworzyłam, na mojej twarzy nie było już uczyć. Beznamiętnie cięłam swoją skórę. Powstały rany identyczne jak na mojej drugiej ręce. Kiedy skończyłam, wyrzuciłam żyletkę przez okno, a sama zaczęłam kreślić palcem po ranach. Po jakimś czasie nudziła mi się ta zabawa i po prostu położyłam się na podłodze i, jak mi się wydaję, zasnęłam.

Justin wyłączył nagranie i na monitorze ukazał się pulpit. Byłam przerażona. To co zrobił... to w ogóle nie wskazywało na to żeby ktoś był w moim pokoju. To miało pokazać, że jestem chora. On chce mnie wrobić w schizofrenie. "Wymyśliłam sobie wampira. Ja go widzę, więc sądzę, że istnieje. Tak naprawdę jest to tylko wymysł choroby. Tak naprawdę te wszystkie rzeczy robiłam sama, ale naprawdę myślałam, że to przez niego". To właśnie chciał pokazać. Chciał żeby Justin w to uwierzył i nie słuchał mnie. To wydawało się dużo logiczniejsze od mojej wersji wydarzeń. Jedyną dziwną rzeczą w nagraniu jest ten kruk z żyletką. Mam nadzieję, że chłopak zwróci na to uwagę i nie da się nabrać na Jego gierki.

Moja nadzieja znikła, kiedy spojrzałam na Justina. Patrzył na mnie z wyrazem współczucia w oczach. Ale to nie było to spojrzenie, którym mnie darował kiedy widział moją pociętą rękę kilka dni temu czy chociaż dzisiaj rano. To było spojrzenie typu bardzo-mi-przykro-z-powodu-twojej-choroby. Nie wierzy mi... Coś we mnie pękło i na pewno było to widać na mojej twarzy. Zawiedzenie? To niedopowiedzenie. To było coś więcej. Sądziłam, że chłopak nadal będzie mi wierzył, ale się myliłam. On też sądził, że jestem chora.

-Chyba nie sądzisz, że... On to ukartował! - stanęłam w swojej obronie, patrząc na Justina z szokiem.

-Wiem, że w to wierzysz. Wiem, że dla ciebie to jest rzeczywistość, że naprawdę myślisz, że on istnieje. Nie mówię, że go sobie wymyśliłaś. Nie zrobiłaś tego. To ta choroba... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

-Nie jestem chora! - krzyknęłam.

-Większość ludzi chorych psychicznie, nawet nie zdaję sobie sprawy ze swojej choroby dopóki... - znowu nie dane mu było dokończyć.

-Nie jestem chora! - krzyknęłam znowu, tym razem głośniej.

Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. To bolało. Miał mnie za psychopatkę. Współczuł mi, ale miał mnie za wariatkę. Nie jestem wariatką! Nie wymyśliłam go sobie! Czemu nikt mi nie wierzy?!

Nie mogąc już dłużej znieść współczującego wyrazu twarzy Justina, po prostu wybiegłam z pomieszczenia. Nawet nie zwróciłam uwagi na to czy ktoś mnie widział.

***

Musiałam z kimś porozmawiać. Znaleźć w kimś wsparcie. Jedyną osobą jaka mi jeszcze została była Kat. Z hukiem otworzyłam drzwi do jej pokoju, nie zawracając sobie głowy pukaniem. Już miałam zacząć jej się żalić, kiedy wszystkie emocje odpłynęły z mojego ciała. Katrina siedziała przy przy ścianie, z nogami podsuniętymi pod brodę i twarzą schowaną za nimi. Mogłam usłyszeć jej cichy szloch. Kiedy zdała obie sprawę, że ktoś wszedł do jej pokoju rzuciła groźne "odwalcie się ode mnie!".

-Kat? Wszystko ok? - głupie pytanie. Przecież widzę, że płacze.

-Hope? - podniosła głowę i spojrzała na mnie. Przez tą krótką chwile jej szloch ucichł, ale już po sekundzie łzy ponownie staczały się do jej policzkach.

Podeszłam i usiadłam koło niej. Lekko dotknęłam jej ramienia w pocieszającym geście. Chciałam ją przytulić. Bezpiecznie zamknąć w moich ramionach, ale nie mogłam. Musiałam cały czas pamiętać o jej przypadłości. Nie chciałam pogorszyć jej stanu... ani oberwać. Sądziłam, że pod wpływem mojego dotyku wpadnie w szał, jak wtedy, kiedy pierwszy raz się spotkałyśmy, ale ona tylko się wzdrygnęła i mocniej zacisnęła ręce wokół nóg. Bała się. Nigdy jej jeszcze takiej nie widziałam. Zawsze była taka silna, ale teraz... była po prostu załamana, przerażona...

-Kat, co się stało? - spytałam, cofając rękę.

Podniosła w odpowiedzi głowę i spojrzała na mnie. Jednak nic nie powiedziała. Tylko mocno mnie przytuliła. Już miałam odwzajemnić uścisk, kiedy przypomniałam sobie w jakim ona jest stanie. Nie chcąc znowu jej straszyć, po prostu pozostałam nieruchomo, kiedy mocno mnie obejmowała.

-Kat, powiedz mi co się stało. - powiedziałam, kiedy się odsunęła.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego przez chwile wpatrywała się w łóżko i spuściła głowę. Moja ciekawość wzięła górę. Wstałam i podeszłam owego mebla. Leżała na nim kartka. Strach sprawił, że oddech uwiązł mi w gardle. Drżącymi rękami podniosłam list i zaczęłam czytać.

"Witaj księżniczko, 
Pewnie masz wiele pytań co do wczorajszego wieczoru oraz stanu twojej przyjaciółki. Na kilka z nich odpowiem tutaj, ale na kilka już pewnie sama znajdziesz odpowiedź. Po pierwsze, nie myśl, że mnie przechytrzyłaś tym, że oglądałaś nagranie. Taki był mój plan. Sam nasunąłem twojemu koledze pomysł na włamanie się do systemu. Muszę przyznać, że zdziwiły mnie wczoraj twoje umiejętności taneczne, ale spektakl był wyśmienity. Nie sądzisz? Układ taneczny jest piękny, ale późniejsze krwawe przedstawienie podobało mi się bardziej. Te schizofreniczne objawy wyszły ci bardzo przekonująco. Co myśli sobie teraz o tobie Justin? Nadal ci wierzy? Nie sądzę. Jakże smutno, że teraz nie masz już w nim wsparcia. Ale gdybym tego nie zmienił byłoby ci trochę za łatwo, czyż nie? Jednak jestem pewny, że Katrina wierzy ci w stu procentach. Zwłaszcza po tym co stało się przed chwilą. Mieliśmy trochę zabawy. Jestem pewny, że jak otrząśnie się z szoku, wszystko ci opowie. Pewnie ciekawisz się, czemu wciągam w to wszystko twoją przyjaciółkę? Odpowiedź jest prosta. Widocznie twoja własna krzywda już tak bardzo cię nie boli. Przypominam, że wciąż czkam na twoją decyzję. Jeśli nie uzyskam jej zadając rany tobie, może ból twoich bliskich cię przekona? Wracając do nagrania. Miałaś je zobaczyć z jeszcze jednego powodu. Wiele razy skarżyłaś się, że nic o mnie nie wiesz, że nawet nie znasz mojej twarzy ani imienia. Cóż, teraz już jedno z nich znasz. 
Damon"

Moje oczy były szeroko otworzone ze strachu, kiedy po raz kolejny jechałam wzrokiem po zapisanym papierze. Teraz będzie ranił też Kat? Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że kartka opadła z powrotem na pościel. Spojrzałam w stronę dziewczyny i zdałam sobie sprawę, że już nie płaczę. Ale nie było lepiej, tylko gorzej. Wcześniej pokazywała jakieś emocje. To był tylko ból, ale emocja. A teraz? Jej twarz była jak z kamienia. Bez żadnego wyrazu. Pusta i bez chęci do życia. Dobrze wiedziałam jak teraz się czuję. Dobrze to znałam. Nie mogłam znieść, że to ona, a nie ja, została zraniona. To ni powinno tak wyglądać. To mnie chce. Ze mną może robić co mu się żywnie podoba, ale niech nie krzywdzi Katriny. Nie pozwolę mu na to. Nawet jeśli będę musiała mu się oddać. Zrobię to. Byleby inni nie płacili mojej ceny.

Przykucnęłam na przeciw Kat i położyłam jej rękę na kolanie w pocieszającym geście. Spojrzała na mnie i wtedy zobaczyłam jak wiele bólu się w niej kryje. Na ten widok ścisnęło mi się serce. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się do zadania tego pytania. Jedno musiałam wiedzieć.

-Kat, co on ci zrobił? 

Nie odpowiedziała. Jej twarz nadal nie wyrażała żadnych emocji, ale jej oczy się zaszkliły. Nie wiedząc czemu, rozglądnęłam się po pomieszczeniu. To co zwróciło moją uwagę, to kawałek sznura leżący niedaleko łóżka. Coś mi kazało spojrzeć na nadgarstki dziewczyny przede mną. Miała na nich wyraźne otarcia. Wtedy zrozumiałam. 

O boże. Nie! On nie mógł jej tego zrobić! Nie! Tylko nie ona!

-K-kat, czy on...? C-czy on c-cię...? - te słowa nie chciały przejść mi przez usta. 

-Nie. - odezwała się pierwszy raz odkąd tu przyszłam. 

Poczułam pewnego rodzaju ulgę, ale wraz z nią przyszła ciekawość. Jak nie to, to co?

-Nie zgwałcił mnie, ale... wszystko było takie realistyczne. Robił wszystko tak jak James. Nawet teraz jak o tym myślę widzę jego twarz. W dodatku wpłynął na mnie żeby mi się to podobało. Wtedy nie czułam obrzydzenia, bólu ani strachu, tylko tą... przyjemność. To było najgorsze. Tak bardzo chciałam żeby przestał, a jednak chciałam więcej. To najgorsze co mógł zrobić. - powiedziała, znów zaczynając szlochać. 

Szczerze? W tej chwili chciałam tego skurwiela zabić. Na pewno lepiej zniosłabym to, że jej ręce też pociął, niż to, że prawie ją zgwałcił. W dodatku zrobił to wszystko w taki sposób. To nie może się powtórzyć. A jest tylko jeden sposób, żebym miała co do tego pewność.

-On nigdy więcej cię nie krzywdzi. - powiedziałam pocieszającym tonem, ale kiedy Kat na mnie spojrzała w jej oczach były tylko przerażenie i troska.

-Nie! Nie możesz tego zrobić! Nie możesz z nim pójść! - trudno wyrazić słowami jak bardzo zszokowana byłam. Skąd wiedziała o tym co chce zrobić? - Powiedział mi... Hope obiecaj mi, że tego nie zrobisz! - złapała mnie mocno za ręce i spojrzała prosto w oczy. - Obiecaj! 

-Kat, jeśli tego nie zrobię, on znowu cię skrzywdzi. - powiedziałam prawie łkając.

-Pieprzyć to! Przeżyje, ale ty nie możesz z nim odejść! Nie możesz! On może ci zrobić o wiele gorsze rzeczy. On cię zmieni w wampira Hope! Nie możesz się na to zgodzić! Proszę, obiecaj mi, że tego nie zrobisz, nieważne co by mi się stało! Obiecaj! - błagała, a łzy lały się strużkami po jej policzkach.

Sama też zaczęłam płakać, kiedy lekko pokiwałam głową w odpowiedzi. 

-Obiecuję. - Kat z wyraźną ulgą na twarzy, przytuliła mnie mocno, a ja odwzajemniłam jej uścisk. 

***

Weszłam do pokoju i opadłam wykończona na łóżko. Katrina po jakimś czasie przestała płakać i zaczęłyśmy "poprawiać jej humor", czyli gadać o głupotach. Po za tym robiłyśmy też różne głupie rzeczy jak skakanie po łóżku. Także... byłam mega zmęczona. Kiedy upadłam na pościel, poczułam, że na czymś leżę. Serce mi się zatrzymało kiedy podniosłam się i zobaczyłam zdjęcie Kat. Uśmiechała się do aparatu, a jej włosy były rozwiane przez wiatr. Odwróciłam fotografię i zaczęłam czytać.

"Nie mogę kłamać, że zabawa z twoją przyjaciółką nie była miła, ale tylko ty jesteś moją księżniczką. Tylko twoje usta chce kosztować. Jednak nie tylko usta. Teraz już wiesz, że z łatwością mogę się tutaj wślizgnąć i zrobić co chce, bez wzbudzania niczyjej ciekawości. A to czego teraz chce.... to ponownie posmakować  twojej krwi."

***

Ach, Katrina! Czemu musisz psuć mój plan? Ty aż prosisz się o kolejne krzywdy. Byłoby o wiele lepiej dla ciebie, gdybyś pozwoliła jej się mi oddać. Ale dobrze, skoro tak... zabawa będzie po prostu dłuższa. Ona i tak będzie moja. - myśli. 

______________________________________________________________________

I jak wam się podoba? Czy Justin na powrót uwierzy Hope? Co jeszcze nasz wampirek zaplanował dla Kat? A co dla Hope? Czytajcie dalej a się dowiecie.

Przepraszam, że znowu musieliście trochę czekać na rozdział, ale zrozumcie, że mam sporo nauki. Będę się starała jakoś to poukładać by dodawać rozdziały częściej, ale musicie być cierpliwi.

Mam nadzieję, że nie przestaliście czytać i że blog nadal wam si podoba.

Nie mam co się rozpisywać, więc po prostu... Pa! :D Do NN!

ILY

Prosze:
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
Kontakty do mnie jeśli masz pytanie:
ASK i TWITTER albo NAPISZ W KOMENTARZU

2 komentarze:

  1. Świetne!!!
    Nie wiem czy już to pisałam ale nie czytałam jeszcze takiego bloga.
    Hmmmm....
    Jest jedyny w swoim rodzaju :)
    Uwielbiam to o czym piszesz a robisz to naprawdę świetnie.
    Nie mam pojęcia dlaczego nikt nie komentuje!
    Przecież to jest świetne.
    Postaram się promować Twojego bloga jeżeli chcesz oczywiście. Nic bez Twojej zgody.
    Pisz tylko trochę częściej ;) Bo już nie mogę się doczekać ;P
    Drugi blog też jest świetny i mam nadzieję że niedługo pojawi się tam rozdział tak jak tutaj :)
    Życzę Ci dużo weny ;3
    I wpadaj do mnie

    http://holidayloveandmore.blogspot.com/?m=1

    http://you-can-make-me-fall-in-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ci bardzo za te miłe słowa :) Nawet nie wiesz jak bardzo motywują mnie do pisania tego typu komentarz. Cieszę się, że ci się podoba i oczywiście to będzie bardzo miłe, jeśli będziesz "stara się promować" mojego bloga (oczywiście do niczego cię nie zmuszam, tylko odpowiadam, mówiąc, że "wyrażam zgodę" (xd) i że to naprawdę miłe z twojej strony :) jesteś kochana)
      Na twoich blogach już chyba kiedyś byłam, bo kojarzę nazwy (zwłaszcza drugi) i mam je chyba nawet w zakładkach, także bd wpadać (akurat szukam blogów do czytania przed snem także... ^^) i oczywiście komentować, jak znajdę czas :))

      Usuń