środa, 23 lipca 2014

Rozdział 6 "Tortures"

Minął już tydzień od tamtego "wypadku". Wszyscy sądzą że Kat napadły wspomnienia i usiłowała odebrać sobie życie, ale ja mam swoją własną teorię. To był on. No bo kto inny? Dowody mówią same za siebie. Ten napis na szybie i na lustrze, moja przyjaciółka krwawiąca na podłodze z nadgarstka, na którym została wycięta korona... Tylko głupi by się nie domyślił. Oczywiście nikt nie nabrał podejrzeń, bo kiedy zauważyłam napis, szybko go zamazałam. Czemu? I tak wszyscy szukali by innego wytłumaczenie, nikt by mi nie uwierzył. Zresztą jak zawsze.

Kat obudziła się pół godziny po tym jak ją znalazłam i powiedziała mi, że pamięta całe wydarzenie jak przez mgłę. Na całe szczęście. Nie chciałam żeby miała paranoję, tak jak ja. Nie mówiła dużo, ponieważ była osłabiona przez masową utratę krwi, a ja nie chciałam żeby męczyła się staraniem wyduszenia z siebie czegoś i przypominaniem sobie szczegółów zajścia, więc nie wypytywałam jej czy pamięta Jego twarz. Chociaż i tak pewnie by nie pamiętała. Na stówę zrobił jej to co mi. Póki co mam tylko nadzieję, że nie zapamiętała zbyt dużo i nie uwierzyła mi na tyle, żeby teraz wierzyć że to On jej to zrobił.
Został jeszcze wątek Justina. Od chwili kiedy powiedziałam mu, że prawdopodobnie sadystyczny wampir włamał mu się od głowy, nie pojawia się tu. Szczerze, to się mu nie dziwię. To historia jak z horroru. Pomyślałam że po prostu zrezygnował. Moje podejrzenia rozwiało jego pojawienie się dzisiejszego ranka. Jednak nie było jak dawniej. Prawie w ogóle się do mnie nie odzywał. Zdziwiło mnie też to, że On przestał się mieszać. Justin ani na chwile nie zachowywał się dziwnie. To zamiast mnie uspokoić, sprawiło że bardziej się niepokoiłam. Jeśli On nie bawi się w swoje małe gierki, znaczy że szykuje coś dużego.
Mijała godzina 17, a w pokoju panowała nieprzyjemna cisza. Cóż, przynajmniej nieprzyjemna dla mnie. Justin wydawał się bardzo wciągnięty w swoją grę. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, postanowiłam mu przerwać.

-Czemu się do mnie nie odzywasz? - spytałam bezpośrednio.

 Chłopak spojrzał na mnie odwracając głowę, jakby właśnie obudził się z jakiegoś transu.

-Huh? - Wyjął z uszu słuchawki i zmarszczył brwi, poświęcając mi całą uwagę. Pierwszy raz od rana.

-Spytałam "Czemu się do mnie nie odzywasz?" - mój głos był słaby i bezpośrednio pokazywał jak boli mnie jego ignorancja w stosunku do mnie. Ugh, równie dobrze mogłam po prostu się rozpłakać.. wyszło by na jedno.

Zmarszczył brwi w niemym pytaniu. Pomyślałam, że może źle się do tego zabrałam. To nie tak, że w ogóle się nie odzywał. Kiedy się zobaczyliśmy mruknął do mnie "hej" i co jakiś czas pytał się czy czegoś nie potrzebuję. Poza tymi malutkimi wyjątkami siedział cicho, słuchając muzyki przez słuchawki i grając w gry na telefonie. To zaczęło mnie już irytować. Siedział sobie w tym swoim świadku i nie zwracał w ogóle na mnie uwagi.

-Czemu ze mną nie rozmawiasz? Siedzisz cicho i prawie w ogóle się nie odzywasz. - podjęłam kolejną próbę, tym razem dając mu jasno do zrozumienia, co mam na myśli.

-Nie jestem tu dla pogaduszek, Hope. Jeśli chcesz poplotkować, możesz przecież iść pogadać z Katriną. - mruknął wyraźnie niezainteresowany i obojętny. Ponownie założył słuchawki i wlepił swój wzrok w monitor komórki.

Wściekła zmarszczyłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersi. Siedziałam tak po turecku na łóżku z miną naburmuszonego dziecka jeszcze kilka minut, aż w końcu postanowiłam coś zrobić. Pozbierałam wszystkie karty z talii, którymi jeszcze parę minut temu grałam w pasjansa. Postanowiłam ułożyć z nich piramidę, co chociaż na chwile zajmie moje myśli. Kiedy jednak po raz setny jak sądzę, moja budowla runęła, postanowiłam zaprzestać wznawianiu jej. Cóż, architektem to ja chyba nie będę.

Kiedy zbierałam karty z zamiarem schowania talii do szafki, moją głowę przeszył ból. Prawie krzyknęłam, ale w ostatniej chwili przygryzłam wargę, nie pozwalając by jakikolwiek dźwięk wydostał się z moich ust. Zerknęłam na Justina, upewniając się, że niczego nie zauważył. Nadal wpatrywał się w swoją komórkę, lekko kiwając głową, jak sądzę, w rytm muzyki w słuchawkach. Nie chciałam żeby cokolwiek zauważył, bo nie uwierzyłby, że to On wywołuje ten ból i wezwałby pielęgniarki. Pewnie zdiagnozowaliby u mnie jakąś kolejną przypadłość, która mnie nie dotyczyła. Uparcie więc zacisnęłam powieki. Ból rósł z sekundy na sekundę i nie wiedziałam ile jeszcze będę w stanie go wytrzymać. Złapałam się obiema rękami prześcieradła i mocno ścisnęłam dłonie w pięści, kiedy nadeszła kolejna fala coraz mocniejszego bólu. W ustach poczułam smak krwi i zdałam sobie sprawę, że wbijam zęby w wargę tak mocno, że się ranię. Mimo to nie uwolniłam ust od tej udręki. Nie potrafiłam. Czułam, że gdybym chociaż nabrała powietrza, ból się spotęguje. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuje oddech, dopóki płuca nie zaczęły błagać o tlen. Nie potrafiłam im go dać, za bardzo bolało. Szczerze bałam się, że jeśli moje zęby zaraz nie opuszczą wargi, mogę ją sobie odgryźć. Nie czułam już nic, tylko ból. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zaczerpnęłam płytki oddech i od razu tego pożałowałam. To było tak jakby chciano mnie ukarać za oddychanie. Niczym strzała ból uderzył z niewyobrażalną siłą. Tym razem nie powstrzymałam krzyku. Momentalnie zaczęło mi niemiłosiernie piszczeć w uszach. Było to tak głośne, że myślałam, że czaszka zaraz pęknie mi jak cienkie szkło. Zasłoniłam dłońmi uszy jakby to miało cokolwiek zdziałać. Ten dźwięk dobywał się ze środka. Czułam jakby mózg zamieniał mi się w budyń. Łzy lały się strumieniami z moich oczu. Myślałam że umrę.
I nagle równie szybko jak się zaczęło, tak zniknęło. Żadnego pisku, żadnego ból. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to że nie żyję. Byłam niemal szczęśliwa, że to wreszcie się skończyło. Ale ja żyłam. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy wreszcie coś poczułam. Czyjeś ramiona trzymały mnie w mocnym uścisku. Ktoś przyciskał mnie do swojej klatki piersiowej i uspokajającym gestem głaskał moje włosy. To był Justin. Nie miałam pojęcia kiedy mnie przytulił, byłam zbyt pochłonięta bólem.

Chciałam odwzajemnić uścisk, chciałam się rozpłakać, chciałam zrobić cokolwiek. Ale nie mogłam. Moje ciało uparcie odmawiało posłuszeństwa. Przerażało mnie to, bo nie chodziło o zmęczenie ani nic w tym stylu. Ja dosłownie nie mogłam. Tylko raz w życiu czułam coś takiego. Tej nocy...

Byłam sama w domu i oglądałam jakąś głupkowatą komedie. Co prawda bałam się trochę zostać sama w domu, po tym co stało się ostatnio... Ten facet. Boziu, czemu ja go nie pamiętam? Może to był tylko sen? Próbowałam się do tego przekonać, ale rana na szyi uparcie przypominała mi prawdę. Chciałam wierzyć, że to było jednorazowe i że już nigdy go nie zobaczę, ale zawsze kiedy tak myślałam, czułam ze się oszukuję. Skupiłam całą swoją uwagę na telewizorze, by zwrócić myśli w innym kierunku. 

Nagle poczułam, że nie mam żadnej władzy nad moim ciałem. Nie rozumiałam tego. Wstałam i skierowałam się do mojego pokoju, ale... to nie byłam ja. Ja wcale tego wszystkiego nie robiłam. W tej chwili byłam przerażona, to wszystko jest jakieś pojebane, jakim cudem nie panuje nad tym co robię? Z rozmyśleń wyrwał mnie fakt, że stoję na balkonie. Jak ja się do cholerny tu znalazłam?! Nadal nad niczym nie panowałam, a zważając na to, to co zrobiłam teraz, wprawiło mnie w niemałą panikę. Ja kurwa wchodziłam na dach? Nie wiedziałam jakim cudem podciągnęłam się na tym moich słabiutkich rączkach, ale to zrobiłam i stałam teraz na dachu. Stałam po prostu na skraju i marzłam. Noc była chłodna, a ja sterczałam boso na tych zimnych dachówkach, ubrana jedynie w szorty i luźną koszulkę. Obróciłam się tak, że stałam tyłem do "przepaści". Nie wiedziałam co do cholery jasnej wyprawiam, ale w dalszym ciągu nie miałam żadnej kontroli.

"Nie bój się.", usłyszałam w głowie. O boże, ten głos. To On. Moje przerażenie wzrosło ponad skalę. To on to robi?

"Ja.", ten głos był przerażający. Chwila, czy... czy on czyta mi w myślach.

"Zgadza się. Nie bój się. Nie zginiesz. Chce tylko być przemyślała pewną ofertę.", gdybym mogła, zmarszczyłabym brwi. Stoję na skraju dachu, a on chce mi składać jakieś propozycje? Co do cholery?!

"Przejdę więc do rzeczy. To proste. Możesz mieć wszystko. Mogę ci dać wszystko czego pragniesz. Siłę, szybkość, nieśmiertelność... moce. Będziesz potrafiła wszystko to co ja.", byłam bardziej niż zdziwiona. On.. przecież on jest... wampirem. Czy on chce mnie... o nie.

"To nie będzie bolesne kochanie. To ani trochę nie przypomina tego gówna ze "Zmierzchu". Prawda jest całkowicie inna. Przemiana jest bezbolesna. Jednak trochę bardziej skomplikowana. Potrzebna jest do tego krew moja, jakiegoś człowieka i... twoja śmierć.", że co kurwa? On chce mnie zabić?

"Tylko na chwile. To część przemiany. Musisz napić się mojej krwi i umrzeć. Tylko na chwile, skarbie. Obudzisz się by dokończyć przemianę.", alej ja.. ja nie chcę. Nie chcę być potworem. Moje myśli krążyły jednak tylko wokół śmierci. Ja umrę. On mnie zabije. Chciałam płakać.

"Niczego nie zrobię bez twojej zgody. To wszystko wcale nie jest takie jak myślisz, kochanie. Nie musisz być potworem. Nie musisz zabijać. Ja chce tylko dać ci nieskończone możliwości. Czy to źle?", a przez chwile analizowałam jego słowa. Chce mnie przemienić, dać mi moce, nieśmiertelność.. ale  przecież nic nigdy nie jest za darmo. Czego on chce ode mnie?

-Chce ciebie. - tym razem głos był prawdziwy. Stał przede mną. Wyciągnął rękę i delikatnie pogładził mnie po policzku. - Chce żebyś mi towarzyszyła. Żebyś była moja.

Kurwa. Dajcie mi to sobie poukładać. Czyli mówi, że zmieni mnie w wampira, jeśli będę jego dziewczyną? Nie to słowo nie jest odpowiednie. Nie pasuje do tego wszystkiego. Ale tak... to o to chodzi. Czy tylko dla mnie to jest szalone?

-Więc jak będzie? - spojrzał mi w oczy i przybliżył się jeszcze bardziej.

Nie ma mowy żebym na to poszła. Nie będę twoja, porąbańcu. Zostaw mnie w spokoju. Kiedy zbliżył się jeszcze bardziej, ponownie spojrzał mi w oczy. Wyglądał na lekko wściekłego. Może nie spodziewał się, że odmówię. Bardzo powoli pochylił głowę, tak że nasze usta dzieliło tylko kilka milimetrów, po czym bardzo delikatnie pchnął mnie. Spadłam. Ja spadłam. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku, jednak jedyne o czym myślałam to "czy będzie bolało".

O boże... ja umrę.

Kiedy szykowałam się na zderzenie z ziemią, nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i wciąga mnie na górę. Stałam teraz na pewnym gruncie balkonu i przerażona patrzyłam na mojego wybawcę. On. Ale.. czemu mnie uratował?

-Dam ci jeszcze szansę byś przemyślała moją propozycję. W tym czasie pokażę ci jak będzie wyglądało twoje życie, jeśli się nie zgodzisz. Nie będzie przyjemnie i zapewniam, że podjęcie decyzji teraz będzie lepsze i oszczędzi ci bólu. - próbował mnie przekonać, ale ja nie mam zamiaru się zgadzać.

 To wszystko... nie chce być wampirem. Nie chce być jego.

- Przemyśl to. - wymruczał i ...zniknął. Po prostu zniknął i zostawił mnie skołowaną. Wzięłam głęboki wdech i chwiejąc się weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.

Nie powiem że były to przyjemne wspomnienia. Myślałam o tym czasem. By po prostu znaleźć jakiś sposób żeby z nim porozmawiać i zgodzić się. Wtedy to wszystko by się skończyło. Może nie byłoby tak źle? Być wampirem. Być nieśmiertelnym, móc praktycznie wszystko. Muszę się przyznać, czasem kusiła mnie taka opcja. Ale nie mogłam. Za bardzo go nienawidziłam żeby "być jego". Nie potrafiłam. Kto wie czy nie traktowałby mnie jak jakąś niewolnice? Przecież nie powiedział prosto z mostu, że chce żebym była jego dziewczyną. To że nie powiedział tego w prost, na pewno nie było przypadkiem. Pod tym się coś kryło. no bo po co miałby zmieniać mnie w wampira tylko po to, żebym była jego ukochaną? Przecież nawet mnie nie zna, przynajmniej wtedy na pewno w ogóle nie znał. Nie ufałam mu i nie mogłam się zgodzić. A on czekał cierpliwie na odpowiedź, zmieniając w tym czasie moje życie w piekło.

Mimo moich wewnętrznych sprzeciwów, wyplątałam się z ramion Justina. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. Nie patrz tak na mnie! Ja też nie wiem co robię!

-Wszystko ok? - spytał, nadal marszcząc ze zdziwienia brwi.

-Tak. - odpowiedziałam wstając.

-Co się stało przed chwilą? - siedział na skraju łóżka i patrzył na mnie zmartwiony. Czyli jednak cię obchodzę? Bo cały dzień zachowywałeś się tak jakby mnie tu nie było. Cóż, miła odmiana.
Nie dostał odpowiedzi. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę łazienki. Moje zdenerwowanie rosło z każdym krokiem. Ja chce moje ciało z powrotem!

-Gdzie idziesz? - wow, Justin zrobił się bardzo ciekawski.

I znowu milczałam. Chciałam krzyczeć, powiedzieć mu, że mogę sobie zrobić krzywdę, żeby mnie przytulił i nie pozwolił mi na to. Ale nie mogłam. Zamiast tego weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.

Oparłam się obiema rękami o umywalkę i spojrzałam w lustro. Mój strach wzrósł, kiedy odbicie uśmiechnęło do mnie się przebiegle. Szybko sięgnęłam do szafki i wyciągnęłam z niej żyletkę. O nie! Boże tylko nie to! Jak ona się w ogóle tu znalazła? To On musiał ją tu przynieść. Zaplanował to.. i co teraz? Powtórka z rozrywki? Już widzę o czym będą jutrzejsze wiadomości.

"Mamy kolejne wieści o Hope Rose. Dziewczyna przemyciła do swojego pokoju w psychiatryku ŻYLETKĘ. Po raz kolejny pocięła się i wylądowała w szpitalu omdlała z powodu wykrwawienia."
Patrzyłam przerażona na żyletkę, niebezpiecznie blisko mojej ręki. Psychicznie już przygotowywałam się na ból, kiedy metal przeciął moją skórę. Jęknęłam z bólu i zacisnęłam powieki, zdając sobie tym samym sprawę z tego, że mogę już panować nad ciałem. Pierwszym co chciałam zrobić, było wyrzucenie tej pierdolonej żyletki jak najdalej, byleby znikła mi z oczu. Okazało się jednak, że nie mogę. Co to kurwa ma być? Chciał widzieć moje reakcje? Moja twarz będzie się wykrzywiała z bólu, będę pewnie płakać i nadal się ciąć, a on zrobi sobie popcorn i będzie oglądał, tak? Pieprzony wampir-sadysta. Jebany, kurwa skurwysyn. Chciałam dalej wymyślać dla niego przezwiska, ale przez żyletkę nieustannie tnącą mój nadgarstek, nie mogłam. Powoli na mojej bladej skórze tworzyły się kolejne, czerwone, piekące linie, a moje oczy zaczęły robić się wilgotne, przez łzy bezsilności. Płakałam. Po części z bólu, po części z beznadziejnej sytuacji. Nie mogłam nic zrobić.

Odważyłam się otworzyć oczy i od razu tego pożałowałam. Linie rozciągały się od nadgarstka do wewnętrznej strony łokcia. Były tak blisko siebie, że mogłoby się wydawać, że z mojej ręki zdarto skórę. Krew ciekła z ran strumieniami i uciekała między moimi palcami, kapiąc na ziemię. Żyletka znowu zbliżyła się do mojej skóry i próbowałam zamknąć oczy, szykując się na ból. Ale nie mogłam. Chciał żebym patrzyła... ja pierdole. Swoją uwagę znowu skupiłam na metalu formującym nową ranę. O Boże. Tym razem to cholerstwo, nieznośnie wolnym ruchem, przejechało poprzez rany. Od początku do końca, dokładnie na środku każdej kreski. Zawyłam z bólu. Usłyszałam brzęk, kiedy narzędzie zbrodni upadło na podłogę. Zanurzyłam czubki palców zdrowej ręki w krwi i przeniosłam je na lustro, coś na nim bazgrząc. Powtórzyłam ten proces jeszcze kilka razy i wtedy zobaczyłam.

"Witaj, księżniczko"

Nie pierwszy raz widziałam ten napis, ale i tak budził on we mnie grozę. Zwiastował bowiem tylko złe rzeczy.

Nie myliłam się. Odkręciłam kurek w zlewie. Chwilę patrzyłam jak z wrzącej wody paruje para po czym... wetknęłam zranioną rękę pod gorący strumień. Z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk. Był tak mocno przesiąknięty bólem, że aż straszny. Kiedy zakręciłam kurek i wrzątek przestał ranić mi skórę, spojrzałam na szkody. Krew się zmyła, ale z ran już zaczęła wypływać nowa,a skóra była wręcz czerwona przez poparzenia. Piekło niemiłosiernie.

Jakby tego było mało wbiłam paznokcie w rany, jakbym chciała włożyć w rozcięcia palce. Kolejny krzyk. Ta tortura jednak, w odróżnieniu od poprzednich, szybko się skończyła. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że łzy strumieniami spływają z moich policzków, szybciej nawet niż krew z ran. Łkałam cicho, ale widocznie Jego to nie ruszało. Nadal nie mogłam wykonać nawet najprostszego ruchu.

Coś kazało mi spojrzeć w lustro. Napis już częściowo ściekł ze śliskiej powierzchni, ale to nie to miałam zobaczyć. To co widziałam... nie mogę tego opisać. To byłam ja. No nie do końca. Odbicie uśmiechało się do mnie przebiegle i patrzyło tym hipnotyzującym wzrokiem. Okolice jej ust były brudne od krwi, która powoli ściekała z podbródka. Tak teraz wyglądałam? To niemożliwe. By potwierdzić moje podejrzenia, dziewczyna wyszczerzyła zęby w szerszym uśmiechu, ukazując śnieżnobiałe kły. O Boże. To ja jako wampir. "Moje" oczy zaczęły robić się coraz ciemniejsze, a pod nimi zaczęły widnieć żyły. Skądś pamiętałam ten obraz. Tak On wyglądał zawsze zaraz przed tym jak mnie gryzł. Nie mogłam oderwać wzroku od odbicia. Co on chce mi przekazać? Mimo woli przyłożyłam rękę do lustra, tak nasze, moje i dziewczyny w lustrze, palce jakby się stykały. Z jej twarzy znikły wszelkie oznaki wampiryzmu. Patrzyła na mnie z ciekawym wyrazem twarzy, takim jaki pewnie miałam teraz ja. Nagle postać przede mną zaczęła się zmieniać. Jej włosy stały się bardziej matowe i potargane. Jej skóra bledsza. Na szyi i rękach pojawiły się blizny i świeże rany na lewej ręce. Zniknęły z niej wszelkie oznaki zdrowia i ta pełnia życia, która była w niej jeszcze przed chwilą. To byłam ja. To moje odbicie, to prawdziwe.

"Wybieraj.", usłyszałam Jego głos w głowie.

Muszę się przyznać. Zastanawiałam się nad tym. To było aż zbyt proste. Po prostu się zgodzić. Wtedy wszystko by się skończyło. Może nie byłoby tak źle?

Im dłużej patrzyłam w moje odbicie tym bardziej byłam przekonana co do decyzji. To naprawdę wydawało mi się lepsze. Skąd mogę wiedzieć czy nie będzie tylko gorzej? Nie wiem jakie asy ma jeszcze w rękawie. Ale wiem, że z każdym kolejnym dniem, z każdą kolejną jego akcją, coraz bardziej go nienawidzę. To na pewno nie sprawiało, że chciałam się zgodzić. Źle to rozegrał. Mimo wszystko... to było kuszące.

Nie wiedząc nawet czemu, choć z własnej woli, szybkim ruchem rozbiłam lustro. Nie zgodzę się! Nie zmanipulujesz mnie! W ciągu jednej sekundy do głowy przyszedł mi pomysł. Mogę się zgodzić i stać się wampirem oraz... stać się jego. Mogę też odmówić i przeżywać piekło przez resztę życia. Pozostaje jednak też trzecia opcja. Chwyciłam największy odłamek lustra w obie dłonie i nakierowałam najostrzejszą część na brzuch.

Zrobię to. Zabiję się i zakończę to przedstawienie. Zrobię to.

"Nie zrobisz.", znowu usłyszałam ten głos. Był pewny siebie, może nawet za bardzo.

Wzięłam głęboki wdech i zamachnęłam się. Kiedy szkło powinno już tkwić w moim brzuchu, zdałam sobie sprawę, że ktoś wyrwał mi je z rąk. Spojrzałam w górę i ujrzałam przerażoną twarz Justina. Przeniosłam wzrok na moje trzęsące się dłonie. O Boże. Czy ja właśnie chciałam....? Zaczęłam cicho szlochać, kiedy mój wybawiciel przytulił mnie mocno do siebie, powtarzając, że "wszystko już dobrze". Nie prawda.

***

Otworzyłam leniwie oczy. To był tylko sen? Pff, chciałabym. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam rozglądać dookoła. Byłam w jednym z szpitalnych pokoi. Spojrzałam smutnie na swoją ranną rękę, teraz całą w bandażach. 

-Jak się czujesz? - od razu skierowałam głowę w kierunku, z którego dochodził głos. Justin. Stał oparty o framugę drzwi i przypatrywał mi się z troską.

-Bywało gorzej. - odparłam, spuszczając głowę. Opuszkami palców przejechałam po bandażu i skrzywiłam się kiedy poczułam pieczenie.

-Gorzej niż teraz? - zbliżał się do mnie powolnym krokiem, by w końcu zając miejsce na krześle obok mojego łóżka. Obrócił je tyłem do mnie i usiadł na nim okrakiem, krzyżując ręce na oparciu i opierając na nich głowę.

W odpowiedzi pokiwałam tylko głową. Byłam już nieraz w dużo gorszym stanie. Westchnęłam cicho, bawiąc się palcami. Czułam na sobie jego wzrok.

-Bardzo boli? - W jego głosie słyszałam tyle troski, że aż chciałam go przytulić i wypłakać się. Jednak nadal uparcie nawet na niego nie zerknęłam.

-Troszkę. - skłamałam. Piekło bardziej niż troszkę, ale dało się to wytrzymać. Poczułam jak odgarnia niesforny kosmyk z mojej twarzy i wtyka mi go za ucho. Zrobił to tak delikatnie, że niemal się rozpłynęłam.

-Spójrz na mnie. - powiedział miękko. Nieśmiało przeniosłam na niego wzrok, na co on uśmiechnął się, lekko unosząc jeden kącik ust do góry. - Co się stało? - mówił oczywiście o tym całym zamieszaniem w łazience.

No cóż. Wampir, w którego nie wierzysz, użył na mnie swoim mocy i sprawił, że masakrycznie pocięłam sobie rękę żyletką, której nie powinno w ogóle być w tej pieprzonej szafce. Potem kazał mi włożyć ręce pod wrzącą wodę i rozszarpać kilka raz paznokciami. A i nie zapominajmy, że pokazał mi mnie jako wampira w odbiciu lustra i ponownie złożył bardzo dziwną propozycję, o której mogę ci opowiedzieć, ale i tak mi nie uwierzysz. Potem rozbiłam lustro, bo... bo chciałam się zgodzić, a nie mogłam sobie na to pozwolić. No i chciałam się zabić, żeby zakończyć mój żałosny żywot.

No przecież kurwa tego powiedzieć nie mogłam.

-I tak byś nie uwierzył. - zdecydowałam się na prawdę. Krótką, łatwą prawdę. Ja nawet nie chce musieć mu tego wszystkiego tłumaczyć. Po co? Nie uwierzy.

-Mogę spróbować. - powiedział, poszerzając uśmiech. 

Cóż, co mi szkodzi? Więc, opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło w czasie kiedy on przebywał tuż za ścianą. Ku mojemu zaskoczeniu, słuchał mnie uważnie i ani razu nie wtrącał uwag typu "on nie istnieje" czy "przestań zmyślać"

-Wiem, że i tak mi nie wierzysz, ale to prawda. - zakończyłam swoje zeznanie i patrzyłam uważnie na Justina, czekając na jakąś reakcję. Ale on nie odpowiadał.

W pokoju panowała męcząca cisza, a ja znowu patrzyłam na moje dłonie. Nie wierzył mi. To oczywiste. No bo.. czemu miałby wierzyć. To szalone i wręcz niemożliwe. Tak się wydaje, dopóki sam tego nie przeżyjesz. 

-Trudno jest uwierzyć w coś takiego. - powiedział, jakby czytając mi w myślach. -Ale... - od razu spojrzałam na niego. - Biorąc pod uwagę twoje przekonujące argumenty i to, że sam przeżywałem coś cholernie dziwnego... - znowu urwał. Moje oczy musiały teraz wyglądać jak dwa wielkie brylanciki, bo aż czułam jak błyszczą nadzieją, że powie to co tak dawno chciałam od niego usłyszeć. - W pewnym sensie ci wierzę.

-W pewnym sensie? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego zdezorientowana.

-Tak. Nie jestem tego tak pewny jak ty, ale tak jakby toleruję taką wersję zdarzeń. - uśmiechnęłam się słabo. Chociaż tyle.

-Ktoś tu się uśmiecha. - lekko szturchnął mnie w ramie, wyszczerzając zęby w uśmiechu, który odwzajemniłam.

Wierzy mi. No nie tak całkiem, ale wierzy.

***

Justin poszedł po coś do jedzenia, więc zostałam sama. Opadłam z westchnieniem na poduszki i wpatrywałam się w sufit. Nagle coś mi na nim zamigotało, przez co zmarszczyłam brwi i wysiliłam wzrok. I znowu coś pojawiło się by w ciągu mikrosekund zniknąć z powrotem. Po kilku sekundach pokazało się. Nie tylko ten jeden, który migotał. Cały pokój był w napisach. Czarnych, przerażających napisach zapisanych w najróżniejszych czcionkach i stylach. To były jednak te same słowa, te same litery. 

"Witaj, księżniczko"

***

Przechodzi przez ciemny korytarz w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju. Nagle zatrzymuje się przy jednych drzwiach. Mroczny uśmieszek pojawia się na jego twarzy. Cichutko otwiera drzwi i patrzy na swoją ofiarę. Katrina. Przypatruje się jej jeszcze chwile i wychodzi z pomieszczenia, zmierzając do swojego pierwotnego celu. Szuka, szuka i ... znalazł. Ponownie otwiera drzwi najciszej jak to możliwe i podchodzi do jej łóżka. Śpi tak spokojnie. Wygląda tak pięknie. Siada na krześle, nadal uważnie się jej przypatrując. "Taka spokojna", myśli. "Pasowałoby to zmienić.", gładzi ją delikatnie po policzku. Jak bardzo chciałby ją teraz przytulić, pocałować, tak nie może. Wychował się na gantelmana, wbito mu do głowy, że kobiety trzeba szanować. Może nagiął kilka tych reguł. Zrobił jej parę paskudnych rzeczy. Nie chciał. Po prostu bardzo zależy mu, żeby przyjęła jego propozycje. A im większym piekłem będzie jej życie, tym szybciej się złamie i będzie jego. Nienawidzi go, tak, to niezamierzony skutek, ale w końcu tak bardzo będzie chciała skończyć swoją mękę, że się zgodzi. Wierzył w to. Wtedy może jej wszystko wytłumaczy, a ona może wszystko zrozumie i mu wybaczy. Kiedy już będzie jego, on pokaże jej jego lepszą stronę. Może wtedy przestanie go nienawidzić. Kiedy tak nad tym rozmyślał, porzucił pomysł wtargnięcia do jej głowy i zmienienia jej snu w koszmar. Zamiast tego stworzył jej sen naprawdę pięknym. Przyjaciele, rodzina i szczęście. Uśmiecha się. "Kochanie, przemyśl to. Życie ze mną nie musi być takie złe. Mogę dać ci wszystko. Nieśmiertelność, moc, siłę.. a nawet szczęście.", myśli. Wstaje, kładzie na szafce nocnej liścik i wychodzi. A w liściku jest jedno prosto zdanie.

"Przemyśl moją propozycję i zamień piekło w niebo"

______________________________________________________________________
I jak się wam podoba? Co jeszcze szykuje nasz tajemniczy wampirek? Czy Hope wybierze piekło czy niebo? Czy wampirek ma jednak uczucia? Czytajcie dalej, a się dowiecie

PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM 

Zdaje sobie sprawę, że rozdziału nie było naprawdę długo, ale miałam zaćmienie. Czy jakoś tak... W każdym razie pisałam ten rozdział 3 razy i dopiero za ostatnim wyszło tak jak mi się podobało. jakby tego było mało nie miałam w ogóle weny i pomysłu na niego. W dodatku zawsze kiedy zabierałam się za pisanie coś mi przerywało i niszczyło wenę. 

PROSZĘ WYBACZCIE. PRZEPRASZAM!

Mam nadzieję, że nie przestaniecie czytać :) 
Postaram się jak tylko mogę, żeby następny rozdział był jak najprędzej ;)

I jeszcze jedno.
Szukam kogoś kto robi szablony na bloga. Robi ktoś z was? A może znacie kogoś kto robi, albo stronę, która szybko przyjmie i wykona zamówienie? Tylko nie jakieś bardzo sławne typu Zaczarowane szablony, bo na takich trudno, żeby w ogóle przyjęli zamówienie.
Jeśli macie jakieś propozycje to będę wdzięczna jeśli mi podacie :D

Prosze:
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
Kontakty do mnie jeśli masz pytanie:
ASK i TWITTER albo NAPISZ PYTANIE W KOMENTARZU

4 komentarze:

  1. Nie wierze! Myślałam że Ty już nie wrócisz!!!
    Tak się cieszę, a rozdział po prostu boski.
    Robi się coraz ciekawiej i już chce kolejny.
    Mam ogromną nadzieję że na następny nie będziemy tak długo czekać.
    Życzę mnóstwo weny i jak najszybciej kolejny.
    Rozdział bardzo ciekawy i uch nie chciałabym widzieć jej ręki. Trochę mało Justina ale spoko.
    Do następnego :****

    OdpowiedzUsuń
  2. WRÓCIŁAŚ! ;)) Jeny, ten rozdział jest tak genialny! Taki mroczny i trochę przerażający ale cudownie napisany i przemyślany, perfekcja po prostu �� Już nie mogę się doczekać kolejnego i mam nadzieję że teraz nas już nie zostawisz, love xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeej!!!!!
    Wróciłas!
    Tak długo czekałam.
    Proszę daj znać na kiedy przewidujesz 7
    I dodaj 21 na Twoim drugim blogu. Proszę daj znac!!!!
    :)
    Dużo weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń