sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 9 "I want to forget"

Hope's POV

Nie, nie, nie, nie!
To nie może się dziać. Już wszystko było dobrze. Już miałam przyjaciółkę. Już zaufałam Justinowi. Już... boże, całowaliśmy się. Być może coś poczułam, a teraz... Nie!
Łzy wylewały się z moich oczu jakby były wodospadem. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Wbiegłam do pokoju tak szybko, jakby od tego zależało moje życie. Nie wiem co mną kierowało, ale podążyłam prosto do łazienki. Usłyszałam za sobą wołania Kat, ale nie zwracałam na to uwagi. Jak tylko przekroczyłam próg małego pomieszczenia, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Niemal od razu poczułam jak ktoś uderza w nie z drugiej strony. Jak szybko potrafi biegać ta dziewczyna? Usłyszałam jak zaczęła wołać mnie i krzyczeć żebym otworzyła. Ciągle łkając zaczęłam powoli cofać się w tył pomieszczenia. Kiedy moje plecy uderzyły w ścianę, osuwałam się po niej, póki nie usiadłam na zimnych kafelkach. Pieprzyć to. Pieprzyć wszystko. Czemu w ogóle mi zależy? Czemu w ogóle myślałam, że im zależy?
-Hope! Otwórz, proszę! Hope! - słyszałam krzyki w akompaniamencie dudnienia w drzwi.
Nie, ja już nic nie słyszałam. Nic już do mnie nie docierało. Nie czułam łez spływających po policzkach, ani chłodu. Ale nadal czułam ból.
Ten potworny ból, wypełniający moje żyły.
Niemal parzył.
Ból spowodowany zdradą.
Bolało, bo się zawiodłam.
Bolało, bo zaufałam.
Był tylko ból.

Justin's POV

Co do cholery?
Nie mogę opisać mojego szoku, kiedy otworzyłem oczy i zobaczyłem Kat. Co gorsza, czułem jej wargi na moich. Odsunąłem się jak oparzony, a ona podskoczyłam z piskiem, zasłaniając usta dłonią. Chwilę tak staliśmy, próbując wyjść z szoku.
-Czy my...? - nie mogła dokończyć zdania. Była równie zdziwiona co ja.
-Tak. - odpowiedziałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że mogę mówić.
Z całych sił próbowałem przypomnieć sobie jak do tego doszło, ale ostatnim obrazem w mojej głowie z przed pocałunku, była uśmiechnięta Hope. Potem wyszedłem z jej pokoju, sam nie wiem po co i.... chwila moment. O nie, Hope! Przecież ja przed chwilą... całowałem się z jej najlepszą przyjaciółką. Ja pierdole, jak do tego kurwa doszło?!
-Nie... - usłyszałem szept Kat, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
Kiedy na nią spojrzałem, wyglądała jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. Z każdą sekundą jej brwi bardziej się marszczyły i wyglądała jakby coś ją trapiło. Pewnie też właśnie uświadomiła sobie co przed chwilą się wydarzyło.
Usłyszałem cichy szloch i oboje spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodził. Ujrzałem tylko rąbek białej koszuli, ale w ciągu sekundy zrozumiałem wszystko.
Hope nas widziała.
Kat szybciej się otrząsnęła i ruszyła za łkającą dziewczyną, niczym błyskawica. Pobiegłem za nią. Uderzyła w drzwi łazienki, które szybko się zatrzasnęły. Odreagowując wstrząs w ciągu sekundy, zaczęła walić ręką w drzwi.
-Hope! Otwórz, proszę! Hope! - krzyczała, kiedy ja wciąż stałem w miejscu.
-Kat, nie sądzę, że ci otworzy. - powiedziałem półgłosem, a ona spojrzała na mnie tak, że naprawdę przestraszyłem się, że mnie zabije.
-Zamknij się! - warknęła i powróciła do wołania Hope.
-Kat, mówię serio. Daj jej chwilę, by mogła przetrawić to, że... zobaczyła jak.... się całujemy. - czemu tak trudno było to powiedzieć? Dziwne.
-Ugh, nie przypominaj mi. - wytarła usta wierzchem dłoni.
-No bez przesady. Nie jestem jakimś ohydnym zombie czy żabą. - powiedziałem z żalem, patrząc na nią wilkiem i wyrzucając ręce w powietrze.
-Racja. Gdybym pocałowała żabę, może dostałabym księcia. Ty dałeś mi zapłakaną przyjaciółkę. - spojrzała na mnie z wyrzutem i wróciła do nawoływania Hope.
Bezskutecznie.
Kurwa czuję się okropnie. Wiem, że nic mnie z Hope nie łączy. Nie tak oficjalnie. Tylko się całowaliśmy, co zazwyczaj nic nie znaczyło, ale... czuję się jakbym ją zdradził. Bo to kurwa była zdrada.
To przywołuje wspomnienia.


Oberwałem w twarz. 
Ok, należało mi się. 
Po prostu patrzyłem na nią, kiedy wykrzykiwała w moim kierunku najróżniejsze obelgi, przezwiska i wygłaszała typową dla sytuacji mowę. 
-Jak mogłeś, ty śmieciu?! Nie byłam dla ciebie wystarczająco dobra?! A może byłam tylko kolejną zabawką?! - znacie to uczucie, kiedy jesteście w cholernie niezręcznej sytuacji i nic nie możecie zrobić by zmienić swoje położenie? Może, wiecie jak się czuję. -Dlaczego? Kurwa, Justin, dlaczego? - pytała, płacząc. - Cholera, dałam ci wszystko, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam wyrozumiała, ukrywałam zazdrość, byłam na każde twoje skinienie. I po co? By się dowiedzieć, że wszystko co mówiłeś było kłamstwem! - przerwała, jakby nie wiedziała co jeszcze ma powiedzieć. Jednak z doświadczenia wiem, że miała jeszcze kilka minut gadania w zanadrzu. Nie, im nigdy nie brakuje słów.. - Co ona ma, czego ja nie mam? Jest ładniejsza? Lepsza w łóżku? Pff, a może ma po prostu ładniejszą koleżankę i zarywasz do niej tylko po to by się dostać do tamtej? Hm? Tak właśnie jest, Justin? Czy może się mylę? Może po prostu ją kochasz? - wymówiła te słowa z taką kpiną w głosie, jakbym zwyczajnie nie był zdolny do miłości. -Odpowiedz mi.
-Nie. Nie kocham jej. - odpowiedziałem bez żadnej emocji w głosie. 
To niemal przerażające, jak mogę być tak nieczuły, patrząc w jej pełne bólu i zawodu oczy.
-Więc chodzi po prostu o sex. - stwierdziła jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. -Tak, jak to było ze mną, tak? - nie odpowiedziałem. -Mnie też nie kochałeś, prawda?
-Prawda. - wiem, że tak naprawdę, sama to widziała, ale wiem też, że usłyszenie tego ode mnie było ciosem.
-Chciałeś mnie tylko zdobyć, tak? Przelecieć, pobawić się i.... i wyrzucić jak jakąś zabawkę? - zażenowany spuściłem głowę. To nie tak, że nie jest mi głupio. - O to ci chodziło?! - krzyknęła, co zmusiło mnie, by na nią spojrzeć. Już nie płakała, ale wiedziałem, że to się zaraz zmieni.
-Tak. - przyznałem i otrzymałem kolejny policzek.
W 100% na to zasługiwałem.
Nie wiem, czemu ciągle to robię. Nie lubię ich ranić, ale nie potrafię się powstrzymać, przez zdradzaniem ich. Jakiś pierdolony paradoks. 
Ale taki już jestem. Nie sądzę, bym mógł się zmienić.

Pieprzone deja vu.
Najgorsze jest to, że miałem rację. Nie potrafię się zmienić.

***

Nie wiem ile już minęło. Godzina, może dwie. Stałem oparty o drzwi, a Kat siedziała na podłodze, bokiem do nich, również się o nie opierając. Była wyczerpana, ale ciągle lekko, wierzchem dłoni,  niesłyszalnie, uderzała w drewnianą powłokę.
-Proszę Hope. - w jej głosie wyczułem, że jest o krok od płaczu.
-Kat... to bezowocne. Nie zapowiada się na to, by miała wyjść. Nie teraz. - stwierdziłem półgłosem.
-Nie. Możesz iść jak chcesz, ale ja zostaje. - stwierdziła stanowczo, mimo, że jej głos był słaby od zmęczenia.Westchnęła głośno i jęknęła zrezygnowana. - Nie mógłbyś zrobić czegoś pożytecznego? Na przykład, nie wiem, wyważyć drzwi? - spytała całkiem poważnie, ale ja tylko zaśmiałem się w odpowiedzi.
-Wiesz, mógłbym, ale ochrona wyprowadziłaby mnie stąd i prawdopodobnie więcej nie wpuściła. - widocznie udało mi się ją zarazić moim chwilowym entuzjazmem, bo na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Chwilę trwaliśmy w ciszy, ale wraz z mijającymi sekundami, uśmiechy i wszelkie oznaki rozbawienia znikały z naszych twarzy.
-Jak to się w ogóle stało? - spytałem cicho, jakby samego siebie.
-On wciąż próbuje ją zranić. - powiedziała Kat, jakby właśnie oznajmiała, że się przeziębiła i nie może iść do kina. Uważa tego "Damona" za coś oczywistego, dokładnie tak jak Hope. Rozumiem, że ona go widzi i w niego wierzy, ale Katrina?
Prychnięcie niechcący wydostało się z moich ust i przyciągnęło wściekły wzrok mojej towarzyszki.
-On istnieje - niemal warknęła.
Chyba się jej boję.
-Rozumiem, że dla Hope On jest prawdziwy, ale to tylko wytwór jej wyobraźni. Nie wiem czemu w niego wierzysz. - westchnąłem siadając na ziemi.
-Może dlatego, że rozszarpał mi zębami szyję, zrobił to - wskazała na swój nadgarstek, na którym widniała blizna w kształcie korony. - i kilka innych rzeczy.
Zmarszczyłem brwi i zacząłem się nad tym zastanawiać. Mój mózg nadal nie dopuszczał jej wersji, ale zaczynałem mieć wątpliwości. Kat nie choruje na to samo co Hope. Właśnie... czemu ona tu jest?
-Jak tu trafiłaś? - spytałem, nawet nie myśląc nad tym co mówię.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Um, ja... nie lubię o tym mówić. - spuściła głowę, a ja zacząłem żałować, że w ogóle się odezwałem.
-Przepraszam, nie musisz... rozumiem. - pokiwałem głową i spróbowałem wesprzeć ją trochę uśmiechem.
-Nie, to... to ok. Ja... mam problemy z dotykiem i emocjami. - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc - Jestem bipolarna i... cóż przez pewne... wydarzenie, źle reaguje na czyiś dotyk.
-Cóż, teraz to, że się całowaliśmy, wydaje się jeszcze dziwniejsze. - stwierdziłem.
-Nadal nie wierzysz? - spytała podnosząc jedną brew. Miała minę jakby coś wygrała, taka zadowolona z siebie.
-Nadal. - odparłem z wrednym uśmieszkiem.
Kat wywróciła oczami.
-Skoro tak Panie Twardo Stąpam Po Ziemi, wytłumacz mi to, że się pocałowaliśmy i nic z tego nie pamiętamy. - rozkazała z tym samym uśmiechem co ja przed chwilą.
No i mam zagwozdkę.

Hope's POV

Po raz pierwszy zrobił dla mnie coś dobrego. Zabrał ból. Nie czułam nic, dosłownie nic, ale tak było lepiej. To odrętwienie nie mogło nastąpić samo, to musiał być On. W tej chwili nie byłam naturalna. Byłam niczym robot. Łzy przestały płynąć, płacz się skończył, oddech unormował. Zostałam wyprana z emocji. Byłam pusta.
"Tak jest lepiej?", usłyszałam nagle Jego głos. Chciałam odpowiedzieć, ale nie potrafiłam nawet skinąć głową. Nie czułam swojego ciała. Odrętwienie było mocniejsze niż mi się wydawało.
"Nie mogę się ruszyć", nie wiem jak dokładnie to zrobiłam, ale jakimś sposobem wysłałam tą myśl do jego głowy. To było jak rozmowa, w dodatku nie tak jak zawsze kiedy po prostu odczytywał moje myśli, a ja się w nich do niego zwracałam. Teraz niemal czułam jakby powstała między nami niewidoczna, niewykrywalna więź, która pozwalała na rozmowę bez słów. Nasza własna, osobista droga komunikacji.
"Przynajmniej nie płaczesz", stwierdził.
"Od kiedy moje łzy nie sprawiają ci przyjemności?", spytałam z kpiną. W tej chwili mi pomagał, ale to nie zmienia faktu, że nadal pamiętam wszystko co mi zrobił. Nie mogłam tak po prostu tego wymazać i przestać go nienawidzić.
"Nigdy ich nie lubiłem. Może to zabrzmi dziwnie, ale nie lubię patrzeć jak cierpisz", wyczułam w jego głosie niesamowitą szczerość. Tak, dokładnie. Potrafiłam odczytać z naszych myśli emocje i ogólnie wszystko. Tak jakbym rozmawiała z nim naprawdę, a nie tylko telepatycznie. Dlatego jestem pewna, że usłyszał moje wewnętrzne prychnięcie.
"Skoro tak to czemu ciągle mnie ranisz? Czemu sprawiasz mi ból, skoro nie lubisz kiedy płaczę? Czemu wywołujesz łzy, których nienawidzisz?", nadal nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułam jak moje słowa go ranią. Jak każde z nich jest osobnym dźgnięciem noża.
"Gdyby była inny sposób na osiągnięcie tego czego pragnę, nigdy nie pozwoliłbym ci uronić ani jednej łzy", teraz czułam w jego głosie ból. Dokładnie tak jakby in nigdy nie chciał mnie zranić. Poczułam nagły przypływ emocji, bólu. Jednak nie był on mój. To tak jakby dzięki tej naszej więzi, potrafił przelać również emocje. To jakby chciał mi pokazać, że każda rana jaką mi zadał, bolała również jego. Postanowiłam mu się odwdzięczyć i spróbowałam wysłać mu choć cząstkę tego bólu, który czułam przez niego. Chciałam pokazać mu jego dzieło. Umierałam w środku i to wyłącznie przez niego.
"Proszę, nie rób tego", jego głos się załamywał, dokładnie tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.
"Na pewno był inny sposób, Damon. Po prostu nie był aż tak przyjemny i prosty. Nie obejmował ranienia mnie, ani łez. Byłoby ci trudniej, ale nie cierpiałabym. Sam wybrałeś ścieżkę krwi i bólu. Zawsze są inne możliwości, Damon. Po prostu nie chciałeś ich szukać", i znów czułam jak go ranię. Poczułam jak rozważa każde moje słowo i zastanawia się nad jego sensem.
"Ja naprawdę nie chcę robić tego dłużej. Chcę tylko byś była moja. Czemu po prostu nie możesz złapać mojej dłoni i zakończyć ten cały teatrzyk? Możesz to zakończyć i być szczęśliwa", zmienił temat, ale nawet nad tym nie myślałam. Jego słowa za bardzo zajęły mój umysł. Jednocześnie z zdaniami, które wypowiadał, zobaczyłam przed sobą wyciągniętą w moją stronę rękę. W tej chwili, po tych słowach, widziałam to jako wybawienie, ratunek. Jednak nie chwyciłam jej .
"Niby jak? Wytłumacz mi, czemu miałabym być z tobą szczęśliwsza niż bez ciebie?", wewnętrznie płakałam. Wewnętrznie, bo moje ciała nadal było odrętwiałe.
"Zadbam o to byś miała wszystko czego zapragniesz. Byś już nigdy więcej nie płakała. Pokażę ci cały świat i spełnię każde marzenie. Pokażę ci się z tej lepszej strony i może nawet uda mi się sprawić, że przestaniesz mnie nienawidzić. Zrobię dla ciebie wszystko. Wszystko byś zawsze się uśmiechała. Czy to nie wystarczy?", i znów ta szczerość. I znów z jego słów wylewało się tyle emocji.
"To brzmi trochę jak przysięga małżeńska", zachichotałam.
"Cokolwiek zapragniesz, księżniczko", w jego głosie też tkwiło rozbawienie. A może po prostu się uśmiechał? Nie ważne. Za to wiem na pewno, że po raz pierwszy słowo "księżniczka" w jego ustach nie zabrzmiało jak groźba. Nie było tylko zdrobnieniem w ustach kogoś, od kogo nie chce tego słyszeć. Teraz zabrzmiało słodko i przez niecałą sekundę naprawdę poczułam, że chce być tą księżniczką. Jego księżniczką. Ale tylko na tą jedną sekundę. Potem uderzyła mnie rzeczywistość. Nie potrafiłabym być z nim szczęśliwa, nawet gdyby tak bardzo się starał, bo za dużo przez niego wycierpiałam.
"Gdybym się zgodziła... mogłabym dodać kilka własnych warunków?". byłam rozbita. Ta myśl wypłynęła ze mnie zupełnie nieprzemyślana. Za pewne z tej części mózgu, która była zraniona zdradą i oczarowana obietnicami Damona.
"Zależy jakich"
"Wymażesz mi wspomnienia. Dotyczące rodziny, przyjaciół, dotychczasowego życia i całego zła, które mi wyrządziłeś", nie przemyślałam ani jednego z tych słów. Nie panowałam nad tym co ze mnie wypływa. To była jakaś dziwna, niezwykle silna potrzeba. Potrzeba zapomnienia.
"Oczywiście"
"A moim bliskim wymażesz wspomnienia o mnie", nie wiem czemu byłam taka pewna swojej decyzji, skoro w środku wszystko było raczej na "nie".
"Jeśli tylko tego pragniesz"
"I jeszcze jedno", wewnętrznie wzięłam głęboki wdech. "Przestań panować nad moimi emocjami. Chcę ostatecznie podjąć decyzję, znając każde uczucie jakie we mnie żyje, a nie być beznamiętną lalką"
"Jak sobie życzysz. Tylko jeszcze jedna sprawa zanim znów stracisz panowanie. W szufladzie pod umywalką jest probówka z moją krwią, która jest niezbędna do przemiany. Jeśli ją wypijesz to nieodwracalnie oznajmiasz, że odchodzisz ze mną. Wtedy przyjdę po ciebie i zabiorę cię stąd. Dobrze pomyśl zanim podejmiesz decyzję, bo powtarzam, nie ma odwrotu", mentalnie przełknęłam ślinę, jednak "pokiwałam głową" na znak, że rozumiem.
I wtedy przywrócił mi uczucia. Wzięłam głęboki wdech i od razu poczułam rozdzierający ból w klatce piersiowej. Potem popłynęły łzy i zaczęłam szlochać. Chciałam krzyczeć. To uderzyło we mnie tak nagle. Podkuliłam nogi i złapałam w ręce włosy. Po kilku sekundach, a może minutach, przypomniałam sobie słowa Damona. Teraz nie miałam wątpliwości. Chciałam zapomnieć co mi zrobili, jak mnie zdradzili. Chciałam zapomnieć wszystkie pogardliwe spojrzenia w moją stronę od obcych ludzi, którzy mnie mijali. Chciałam zapomnieć tą troskę w oczach Toby'ego  i cioci Vanessy. Tak, chciałam zapomnieć i te dobre i złe rzeczy. Po prostu zacząć od nowa. Z prędkością błyskawicy, na czworaka dostałam się do szufladki i otworzyłam ją. Tym razem działając powoli, wyjęłam fiolkę z czerwonym płynem. Osunęłam się znów na kafelki, cały czas oglądając przedmiot w dłoniach. Zastanawiałam się jaki będzie miała smak, czy zapiecze jak alkohol kiedy ją połknę, czy od razu zacznie się jakaś część przemiany, czy poczuję się dziwnie... tych pytań było setki. Jednak było jedno najważniejsze. Czy na pewno tego chcę?
Niby takie momenty dzieją się zazwyczaj chwile przed śmiercią, ale ja teraz zobaczyłam całe moje życie w migawkach. Było tyle wspaniałych momentów, jednak tych okropnych było równie dużo. Moje wahanie powodował między innymi fakt, że te złe były w większej części sprawką Damona. A teraz miałam z nim odejść, mimo że jeszcze kilka godzin temu uznałabym to za absurd. I wtedy, kiedy już chciałam odłożyć probówkę z powrotem do szafki, przed oczami mignęła mi scena z dzisiaj. Justin i Kat przyssani do siebie. Zacisnęłam dłoń na fiolce tak mocno, że myślałam, że pęknie. Nadal wiedziałam co mi zrobił wampir, nadal kochałam moją rodzinę i nie chciałam jej opuszczać, ale w tej chwili czułam, że i Toby i Vanessa jak i każdy inny komu ufałam, też kiedyś mogliby mnie tak zdradzić. W końcu Katrinie i Justinowi ufałam bezgranicznie. Teraz jednak myślałam tylko o tym, że mogli jedynie udawać. W końcu gdyby im na mnie zależało, choć w połowie tak jak mnie na nich, nie zrobili by tego co zrobili. Damon za to, miałam wrażenie, tylko udaje złego, a w rzeczywistości jest całkiem inny. Jego słowa zaczęły odbijać się echem w mojej głowie.
"Możesz to zakończyć i być szczęśliwa"
Już było wszystko jasne. Podjęłam decyzję. Drżącymi rękami odpięłam korek i przybliżyłam fiolkę do ust.
1...2...
Nie zdążyłam jednak wypić płynu, bo usłyszałam głosy dobiegające zza drzwi.
-Otwórz drzwi albo będziemy zmuszeni je wyważyć.!
Co do cholery? Po co tu ci ochroniarze? Niezły moment, dzięki.
Szybko wetknęłam korek z powrotem w jego miejsce i odłożyłam probówkę do szufladki, zakopując ją pod innymi rzeczami. Już miałam otwierać drzwi, kiedy usłyszałam jak mężczyzna znowu zaczął wołać.
-Proszę się odsunąć od drzwi!
Od razu cofnęłam się pod samą ścianę i pół minuty później drzwi już nie było. Wszyscy patrzyli na mnie jakby spodziewali się, że będę cała we krwi. Nic dziwnego. Dziewczyna zamknięta w psychiatryku za próby samobójcze, zamknięta w łazience. Tylko się domyślać, co ja tu mogę robić.
I nagle zza gromadki ochroniarzy i pielęgniarek wybiegła Kat i rzuciła mi się na szyję.
-Dzięki Bogu, ty żyjesz. - w jej głosie czuć było ulgę.
Walczyłam teraz z sobą by nie odwzajemnić jej uścisku. Mnie nadal na niej zależało. Jednak skrzywdziła mnie za bardzo bym tak szybko jej wybaczyła. Odepchnęłam ją więc od siebie i ruszyłam w stronę wyjścia z łazienki. Wiem, że ją zraniłam, ale miałam to gdzieś. Ona zraniła mnie bardziej.
Mijając zgromadzonych ludzi napotkałam wzrokiem Justina. Patrzył na mnie z troską, jednak na odwróciłam wzrok od razu jak na nim spoczął. Nie próbował mnie zatrzymać, wytłumaczyć się, powiedzieć cokolwiek. I to tylko trzymało mnie w przekonaniu, że nie żałuje tego co zrobił.

***

Z jego twarzy nie znikał szeroki, szczery uśmiech, Był szczęśliwy. Prawdziwie szczęśliwy, po raz pierwszy od dawna. Wiedział, że gdyby nie ci pieprzeni ochroniarze, jego księżniczka byłaby już oficjalnie "jego". Wiedział, że nie zmieni zdania tak łatwo, jednak życie bywa zaskakujące, więc musiał jak najszybciej się do niej dostać i zabrać ją z tego miejsca. Zabrać ją ze sobą i zatrzymać tylko dla siebie. Bo od tej pory będzie jego i tylko jego księżniczką. Nie ważne czy go pokocha czy nie. Ważne, że będzie z nim i ta cała gra w cierpienie się skończy. Wreszcie ziści się jego sen. Wreszcie będzie szczęśliwy.

_________________________________________________________________________
I jak się podoba? Czy Justin uwierzy w Damona? Czy Hope wybaczy dwójce przyjaciół? Czy ostatecznie zdecyduje się na przemianę i towarzyszenie Damonowi? No i co jeszcze wymyśli nasz wampirek? Czytajcie dalej a się dowiecie.

Prosze:
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
Kontakty do mnie jeśli masz pytanie:
ASK i TWITTER albo NAPISZ W KOMENTARZU

1 komentarz:

  1. Hejo, w końcu nadrobiłam rozdziały :D. Kurczę.....a tak chciałam, żeby Hope wypiła tę krew...niech w końcu oleje Justina i ucieknie z Damonem :D.

    OdpowiedzUsuń