sobota, 26 października 2013

Rozdział 2 "Don't be afraid, love"

Justin's POV

Wszedłem do mojego domu i od razu skierowałem się w kierunku schodów, prowadzących na drugie piętro gdzie znajdował się mój pokój. Jednak nie zdążyłem przejść ich nawet do połowy kiedy usłyszałem wołanie mojej mamy.
-Justin obiad na stole ! - Zawołała jak sądzie z kuchni. Spuściłem głowę z głębokim westchnieniem i zszedłem z powrotem na dół idąc w kierunku jadalni.
Przechodząc przez salon zauważyłem moją siostrę i brata walczących o pilota. Zaśmiałem się i uśmiechnąłem na ten widok. Pamiętam jak ja sam miałem podobne kłótnie z Jazzy kiedy była jeszcze mała. Teraz ma już 15 lat, a ja 17. To niby niewielka różnica wieku, ale nie potrafimy się dogadać od jakiegoś czasu. Ona zaczęła "dorastać" itd. a ja imprezować i pakować się w kłopoty. Po prostu teraz już ze sobą prawie nie rozmawiamy. To smutne, ale co poradzić.
Za to Jaxon, mój braciszek to co innego. Uwielbiam się z nim bawić, kiedy tylko jestem w domu. I muszę przyznać że jemu moje towarzystwo chyba jednak na dobre nie wychodzi... jak na 7-latka wie za dużo. Ta moja niewyparzona gęba. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem moją mamę, która kończyła obiad.
-Hej, mamo pomóc ci w czymś ? - Spytałem.
Spojrzała na mnie jakbym miał dwie głowy po czym niepewnie pokiwała głową. Cóż, rzadko się zdarzało że pomagałem jej w domu, a jeszcze rzadziej że z własnej woli. Ale nie wiem co sobie pomyślą moi rodzice kiedy powiem im że będę wolontariuszem w psychiatryku, mogą mieć różne pomysły, więc lepiej ich najpierw udobruchać.
-Ok, nakryj do stołu. Jaxon, zawołaj tatę na obiad ! - Krzyknęła do mojego brata, a ten od razu poleciał do gabinetu naszego ojca.
Mój tata był pracoholikiem, praktycznie całe dnie spędzał w pracy lub w gabinecie nad tymi jego "ważnymi sprawami". Kiedy byłem mały to było inaczej. Zabierał nas na wycieczki, jeździliśmy do dziadków i chodziliśmy na ryby. Ciągle się ze mną bawił, ale po jakimś czasie... Dostał nową pracę i po prostu uważa że nie ma czasu na te wszystkie rzeczy. Na początku w ogóle pracował za granicą, co było trudne dla małej Jazzy, ponieważ praktycznie dorastała bez taty. Więc ja stałem się jej męskim autorytetem, niestety. A ja byłem zbuntowanym nastolatkiem więc nie było możliwości żeby nie poszła w moje ślady. Niestety.
Kiedy nakryłem do stołu, nagle jak na zawołanie wszyscy pojawili się w jadalni. Usiedliśmy, mama podała obiad i wszyscy zaczęliśmy jeść.... w ciszy. Jak zawsze.
Ok, Justin. Musisz im powiedzieć. Teraz albo nigdy.
-Zgłosiłem się na wolontariusza w miejscowym psychiatryku. - Powiedziałem szybko patrząc na mój talerz i dziobiąc jedzenie widelcem.
Moja siostra od razu wybuchnęła śmiechem, czego się można było po niej spodziewać.
-Zamknij się ty su... - Nie zdążyłem dokończyć, bo przerwała mi moja mama.
-Jazzy przestań się śmiać z brata, Justin uważaj na język. - Kochająca się rodzinka, nie ? - Justin, jeśli to jest jakaś wymówka żeby chodzić na imprezy... - A nie mówiłem że tak będzie ?
-Nie !Mówię prawdę. - Zaprzeczałem. - A zresztą. Po co ja wam to w ogóle mówię i tak byście nie zauważyli gdybym znikał od czasu do czasu. - Powiedziałem z powrotem gapiąc się na mój obiad.
-Nie mów tak, skarbie.  - powiedziała. Po 2 sekundach jak na zawołanie oboje spojrzeliśmy na tatę.
-Jesteś pewna ?I tak ciągle się wymykam, a wy o tym nie wiecie. Nawet nie sprawdzacie czy leże w łóżku, kiedy tak naprawdę upijam się z kumplami na imprezach. - Powiedziałem. Jak już się rozgadam to nie ma mowy że nie palnę czegoś czego po sekundzie żałuję. Teraz będzie kazanie
-Nie sprawdzam, ponieważ na drzwiach jest plakietka "Wstęp wzbroniony", można się tam udusić marihuaną unoszącą się w powietrzu, a po za tym zawsze na mnie wrzeszczysz jak do niego wchodzę. - Oburzyła się Pattie.
-Ok nieważne. - Odpuściłem.
-Czemu zgłosiłeś się do tej pracy ? - Spytał, ku zdziwieniu wszystkich, tata.
-Umm, do szkoły przyszła jedna z tych opiekunek czy pielęgniarek i spytała kto byłby chętny. - Powiedziałem zszokowany. Taty od długiego czasu nie obchodzi co robię, a teraz nagle. Wymówkę mam kiepską, ale nie myślałem że ktoś mnie o to zapyta i musiałem wymyślać na bieżąco.
-Nie pytam "jak to się stało?" tylko "czemu ?". - Powiedział spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
Wzruszyłem ramionami. Chyba po raz pierwszy nie potrafiłem wymyślić dobrego kłamstwa. Tata pokiwał głową jakby chciał powiedzieć "wiedziałem".
-Justin coś ty przeskrobał ? Powiedz zanim spytam się kogoś z policji. - Powiedział z przerażająco poważną miną.
W całkowitym szoku,z oczami wychodzącymi mi z orbit, przełknąłem ślinę. Czułem się jak przyłapany na gorącym uczynku. W sumie to tak właśnie było.
-Skąd wiesz ? - Powiedziałem ledwie słyszalnie, nie spuszczając wzroku z mężczyzny który siedział dokładnie naprzeciwko mnie.
-Co on wie ? O co chodzi Justin ? Co się stało ? Nic ci nie jest ? - Pytania zaczęły wychodzić z ust mojej matki niczym płynący strumień. Jaxon patrzył na wszystko z oczkami "proszę nie kłóćcie się". Nawet Jazzy wydawała się przejęta lub przynajmniej przytłoczona sytuacją. Patrzyła na wszystko w ciszy z miną, jakby zaraz miała zacząć płakać.
-No co jest, Justin ? Powiedz matce, że masz kłopoty z policją. - Powiedział mój ojciec jakby to była rozmowa o najnowszych plotkach dotyczących sąsiadów. Był dziwnie spokojny.
Kiedy dłużej trwaliśmy w ciszy, postanowił znowu zabrać głos.
-Wiesz, pojechałem dzisiaj odebrać Jazzy ze szkoły i twoja wychowawczyni podeszła do mnie spytać się, czemu nie było cię w szkole. Rozumiem, wiele nastolatków wagaruje. Ale jak wytłumaczysz to że kiedy pojechałem do oficera Smitcha, w sprawach finansowych on powiedział mi coś bardzo ciekawego. Mianowicie "Uważaj na swojego syna, zanim wpakuje się w prawdziwe bagno". Możesz mi to wytłumaczyć ? - Jego głos był teraz twardszy i szorstki. Widać było że był wściekły.
Ciężko przełknąłem ślinę i zacząłem się zastanawiać co mam powiedzieć. Spojrzałem niepewnie na mamę i  zauważyłem zły rozczarowania i zaprzeczenia w jej oczach. Nie chciała wierzyć w słowa ojca, a jednak... bolała ją prawda. Całe zdenerwowanie znikło, a na jego miejsce wskoczyło poczucie winy.Odwróciłem się z powrotem do taty i z głębokim westchnieniem zacząłem mówić.
-Chodzi o to że... - Zacząłem, lecz przerwała mi moja siostra.
-Justin chciał mnie bronić. - Powiedziała nagle Jazzy prawie szeptem, patrząc na swój talerz. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona tylko ruchem brwi przekazała mi żebym kontynuował jej wymówkę i o nic nie pytał.
-Przed kim ? - Zapytała mama z wyrazem troski w oczach. Ojciec także na nią patrzył jednak z wyrazem zwykłej ciekawości, jakby nie wierzył że to może być prawda. Naszego ojca trudno było okłamać, więc dziewczyna widząc to zaczęła wykorzystywać swój talent aktorski.
-Brock, chciał mnie zmusić do seksu. - Powiedziała spuszczając głowę i robiąc minę jakby naprawdę płakała. Wiedziała co powiedzieć żeby troska rodziców wzrosła dziesięciokrotnie. - I-i Justin to zobaczył i podszedł do niego i go pobił. Wiem że to go nie tłumaczy, ale gdyby nie on zostałabym z-zgwałcona. Tak bardzo się bałam. - Zaczęła cicho szlochać i pociągać nosem dla lepszego efektu. Rodzice łyknęli przynętę. Teraz moja kolej. Zacisnąłem szczękę i zacisnąłem ręce w pięści, żeby pokazać że aż we mnie wrze na to wspomnienie.
-Czy to prawda Justin ? - Spytał tata w czasie kiedy mama podbiegła do Jazzy i zaczęła ją uspokajać i głaskać po plecach. Moja siostra siedziała ze spuszczoną głową, płacząc i zasłaniając twarz dłońmi, żeby nikt nie mógł zauważyć że łez wcale nie ma.
-A co innego miałem zrobić ? - Niemal krzyknąłem wyrzucając ręce w powietrze. - Gdybyś zobaczył to co ja sam byś pobił tego gnoja. - Oddychałem szybko udając że ogarnia mnie gniew.
-A co dokładnie zobaczyłeś Justin ? - Spytał nadal dziwnie spokojny. Pewnie nadal nie wierzył w tą historyjkę i próbował zrobić wszystko żeby zobaczyć jak się jąkamy czy coś w tym stylu, żeby mieć dowód. Opadłem ciężko na krzesło, tak jak na moim pierwszym przesłuchaniu na policji.
-Kłócili się. Szarpali. Jazzy krzyczała i próbowała się mu wyrwać, a on się tylko śmiał kiedy płakała i błagała... - Zamilkłem na chwile dla lepszego efektu. - Nie wiedziałem co się dzieje, ale musiałem jej pomóc. Podbiegłem do nich, odepchnąłem tego skurwiela od Jaz i uderzyłem go z pięści w twarz. Uderzyłem go jeszcze kilka razy i upadł na ziemię, byłem strasznie wkurzony i nie mogłem się opanować, kopałem go. Chciałem go zabić. Nikt nie ma prawa dotykać w ten sposób mojej siostry bez jej zgody. - Spojrzałem na krótką chwilę na moją siostrę. Mimo że chciałem dobrze zagrać tę rolę, ostatnie zdanie było prawdziwe. Gdybym zobaczyć jak jakiś matoł dotykałby jej mimo jej woli... nie wiem co bym wtedy zrobił. Zabiłbym go. Odwróciłem się z powrotem do mojego ojca. - Ale nagle usłyszałem płacz Jazzy. Spojrzałem na nią, skuloną pod ścianą. Cała złość ze mnie zniknęła. Patrzyła na mnie przerażona nie wierząc że robię to co robię. Więc przestałem. Zostawiłem go żywego. A on zadzwonił po gliny i... i dlatego mam z nimi "przerąbane".
Po ich minach byłem już pewny.
Kupili to.

**

Po skończonej kolacji poszedłem od razu do mojego pokoju. Wziąłem prysznic pozwalając ciepłej wodzie zmyć mój stres. Następnie ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Muszę przecież zgłosić się do tego psychiatryka. Ehh, gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce...
Kiedy wyszedłem z pokoju i skierowałem się do drzwi, nagle przystanąłem patrząc w stronę pokoju mojej siostry.
Pasowało by jej podziękować, nie ?
Podszedłem więc i zapukałem do drzwi. Nic. Pomyślałem że pewnie słucha muzyki więc chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi wchodząc do środka. Głowa Jazzy od razu odwróciła się w moją stronę. Leżała na brzuchu na łóżku z słuchawkami w uszach, przez które słuchała muzykę, długopisem w ręce i książką leżącą przed nią na łóżku. Oparłem się o ramę drzwi, kiedy odezwała się pierwsza.
-Co ty tutaj robisz ? Nie widzisz że odrabiam lekcje ? - Spytała wyciągają słuchawki, żeby lepiej mnie słyszeć.
-Chciałem ci podziękować, za pomoc, wtedy przy okazji. Gdyby nie ty wpadłbym w kłopoty. Więc dzięki. - Powiedziałem gotowy do wyjścia, kiedy niespodziewanie znowu zabrała głos.
-Jesteś mi winien wyjaśnienia. - Powiedziała patrząc cały czas na mnie.
-W związku z... ? - Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej może chodzić.
-Z tym co powiedział tata. To o policji. Coś ty takiego zrobił że masz przerąbane ? - Spytała wypalając oczami dziury w mojej skórze.
-Nie muszę ci mówić. - Zaprotestowałem.
-Musisz, bo ja ci pomogłam. - Ależ ona jest uparta.
Westchnąłem głęboko i poddałem się wiedząc że będzie mnie męczyć dopóki się jej nie zwierzę, jak zawsze zresztą.
-Kilka bójek i innych wpadek jak graffiti nic takiego, ale ci gówniarze w mundurach zachowują się jakbym kurwa nie wiem, pozabijał z tuzin ludzi. I dali mi "wybór" - Pokazałem rękami cudzysłów przy tym słowie. - prace społeczne teraz albo więzienie, nie wiem za cholerę, za byle gówno kiedy skończę 18 lat. Takie pierdoły. - Skończyłem i wzruszyłem ramionami.
-"Takie pierdoły" ?Justin to poważna sprawa !Jeśli dalej tak będzie to... - Zaczęła przemówienie, ale od razu jej przerwałem nie chcąc tego słuchać.
-Spójrz, słucham takiego czegoś już po raz setny i nie mam ochoty na kolejny. Wychodzę. - Powiedziałem wychodząc z jej pokoju i zamykając za sobą drzwi. Po zejściu po schodach wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę mojego auta.

**

Zaparkowałem i wysiadłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem go szykując się na to co mnie może spotkać. Z tego co wiem nie będę musiał przechodzić szkolenia, bo dziewczyna, którą mam się zajmować nie jest jakaś specjalnie świrnięta. To znaczy nie rzuci się na mnie z nożem jak w filmach....
Jeśli bym powiedział że nie jestem ciekawy jak wygląda, skłamałbym. No cóż już taki jestem. Niewyleczalny flirciarz.
Pewnym krokiem ruszyłem ku drzwiom frontowym. Kiedy wszedłem do środka od razu pomaszerowałem do recepcji.
-Dobry wieczór. Miałem się tutaj zgłosić do opieki nad jedną dziewczyną. - Powiedziałem do ciemnoskórej kobiety stojącej za ladą.
-Ach racja, Justin Bieber tak ? - Powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Tak.
-Chodź za mną, zaprowadzę cię do niej. - Zasugerowała, po czym wyszła zza lady i skierowała się do długiego korytarza, a ja poszedłem za nią.
-Pewnie masz kilka pytań dotyczących tej dziewczyny, co ? - Powiedziała odwracając się w moją stronę kiedy jechaliśmy windą na 1 piętro.
Poruszyłem brwiami udając obojętnego.
-Więc, pewnie myślisz że jest to jakaś wariatka, co nie ? - Zaśmiała się krótko. - Ona zachowuje się prawie normalnie, po za tym że wiele rzeczy odbiera... inaczej.
-Co znaczy "inaczej"? - Spytałem od razu, powodując że znowu zachichotała.
-Nie bój się. Po prostu jest trochę... infaltylna. Nie zachowuje się na swój wiek. To część powodu dla którego tu jest.
-Część ? - Nie mogłem się powstrzymać od zadawania pytań.
-Ma trochę zbyt... wybujałą wyobraźnię. Wyobraź sobie, myśli że prześladuje ją sadystyczny wampir. - Powiedziała to z takim tonem jakby ją to strasznie bawiło.
-Ahaa.- Powiedziałem przeciągając "a".
Cóż nic strasznego więc chyba wyjdę z tąd żywo.
Dotarliśmy na odpowiednie piętro i teraz szliśmy w kierunku pokoju tej dziewczyny. Kiedy byliśmy przy drzwiach, kobieta jeszcze raz zabrała głos.
-Jakby coś się stało to wciśnij ten czerwony guzik koło drzwi. Nie da się go przegapić. - Miała już iść kiedy zatrzymałem ją kolejnym pytaniem.
-Jakby coś się stało ?
-Ale ty zadajesz dużo pytań. - Westchnęła. - Gdybyś przyłapał ją jak np. rani się w jakiś sposób czy... ech, miewa ataki. Nie wiemy co jej się wtedy dzieje a ni co jest tego przyczyną, ale zaczyna płakać, krzyczeć i szarpać się, i nie potrafimy jej s tego wyciągnąć. Po jakimś czasie sama się uspokaja ale czasem musi dostać coś na uspokojenie więc jakby znowu to się stało...
-Wciskam ten guzik czy coś. Tak, tak czaję. - Powiedziałem, a ona wróciła z powrotem do windy.
Zapukałem do drzwi i kiedy usłyszałem ciche "proszę" wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.
Siedziała na łóżku i układała karty do jakiejś gry. Kiedy usłyszała jak wszedłem podniosła głowę i uśmiechnęła się uroczo.
-Cześć. - Powiedziała i poklepała miejsce obok siebie.
-Cześć. - Powiedziałem podchodząc do niej, po czym wgramoliłem się na łóżko siadając obok niej. Wróciła do przerwanego zajęcia przez co włosy zasłoniły jej twarz. Nawet na mnie nie patrząc odezwała się pierwsza po kilkuminutowej ciszy.
-Jesteś moim opiekunem ? - Spytała kładąc asa na jedną z kupek ułożonych kart.
-Tak. Jak ci na imię ? - Spytałem spoglądając na jej ręce wyciągające z taki różne karty i odkładające je w odpowiednich miejscach.
-Hope. - Powiedziała krótko nadal nie odwracając wzroku od swoich dłoni.
-Masz śliczne imię. Jestem Justin.
Mimo że jej twarz nadal była w większości zasłonięta przez włosy zauważyłem że się uśmiechnęła.
Po kilku kolejnych minutach ciszy mój instynkt podrywacza wziął nade mną górę. Jednym ruchem zgarnąłem jej włosy z twarzy i założyłem je za jej ucho. Pod wpływem mojego delikatnego ruchu na jej twarzy pojawiły się rumieńce kiedy odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała mi w oczy. Nie trwało to jednak długo bo po chwili odwróciła wzrok i z powrotem zaczęła grę z kartami. Ale zachowywała się inaczej. Jej ręce drżały a  brwi zmarszczyła tak że między nimi pojawiła się mała zmarszczka.
Po chwili zaczęła się kiwać w przód i w tył. Wyglądała jakby z czymś walczyła. Moje zdziwienie wzrosło kilkakrotnie kiedy usłyszałem ciche "przestań". Zrobiłem coś złego ?
Jej twarz coraz to bardziej wykrzywiała się w bólu i próby kontroli. Nie wytrzymała tak długo, bo po chwili zasłoniła uszy rękami i zaczęła cicho powtarzać "proszę przestań". Po chwili już nie miała samokontroli. Zaczęła płakać i krzyczeć.
-Wyjdź z mojej głowy ! Zamknij się ! Błagam, przestań ! - Rzuciła się na poduszki i zwinęła w kłębek.
Teraz zrozumiałem że miała jeden z tych "ataków". Od razu spojrzałem w stronę owego guzika, który poinformowałby pielęgniarki i lekarzy co się dzieję, ale po chwili przyszło mi do głowy inne rozwiązanie.
Przypomniałem sobie słowa recepcjonistki "po jakimś czasie sama się uspokaja". Położyłem się obok Hope i przytuliłem ją do siebie tak że jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.
Zacząłem ją głaskać po włosach i powtarzać "shh, wszystko jest w porządku przestań płakać". Ku mojemu zdziwieniu zamiast się wyrywać mocniej się do mnie przytuliła. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Kolejna niespodzianka, po jakiś 10 minutach zaczęła się uspokajać i zasnęła w moim ramionach podobnie jak ja.

***

Siedzi na gałęzi drzewa i patrzy na słodką "parkę" leżącą na łóżku i przytulającą się podczas snu. Nawet nie wiesz dzieciaku, że wszystko ułatwiasz. - Myśli. - Nie rób sobie nadziei, jeszcze teraz cię lubi, ufa ci. Nie przyzwyczajaj się, bo ja zawsze mam plan. Nie bój się, kochanie. Zawsze będziesz moją, i tylko moją, księżniczką.


~*~
Wiem że długo nie dodawałam i przepraszam ! I tak wiem że rozdział jest fatalny... jakieś gówno wyszło, mimo że się starałam żeby był jak najlepszy...Ale mam nadzieję że jeszcze mnie nie znienawidziliście...
i mam dla was (mam nadzieję że miłą) wiadomość :) NIE USUWAM BLOGA
Mi wystarczyło że chociaż jedna osoba napisała że go lubi.
Więc będę pisać dalej :D Mam nadzieję się się cieszycie.
Więc..
PRZECZYTASZ?=SKOMENTUJ!
Do nn 

liy


3 komentarze:

  1. Kocham kocham kocham kocham <33
    Czekam na nn :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słodko, kiedy Justin ją przytulił! ❤ Boże, biedna Hope :( I trochę przeraża mnie ten wampir ;x Cudowny rozdział ;) Czytam dalej ;) Świetnie piszesz i w ogóle bardzoooooo ciekawa fabuła, więc szacun ;) :* Magda.

    OdpowiedzUsuń